niedziela, 10 marca 2013

Asleep or Dead. XVI



Pocałował go…

Gerard nie wiedział, co się dzieje. W pierwszej chwili chciał odepchnąć Franka, położył więc mu ręce na ramionach, ale gdy tylko mały wyczuł ten ruch mocniej zacisnął powieki, jeszcze bardziej wpił się w usta Way’a i położył mu delikatnie ręce na klatce piersiowej. Czerwonowłosy zmiękł. Nie wiedział czemu to robił, a może wiedział? Czy to również była, jak u Franka, podświadoma potrzeba? Nie chciał wiedzieć. Po prostu zaczął czuć.
Zamknął powieki i przeniósł ręce na plecy Iero przyciągając go mocniej do siebie zaczął oddawać pocałunek. Po chwili zimne dłonie niższego oplotły jego kark, a mokry język spotkał się z jego ustami. Gdy tylko zaprosił go do zabawy, poczuł jak mały przytula się do niego i popycha. Gerarda przeszedł dreszcz, gdy poczuł jak jego plecy uderzając w barek kuchenny, a biodra spotykają się z tymi należącymi do Franka. Przyspieszyli. Języki wiły się w szaleńczym tańcu, przy odgłosach mlaskania i cichych westchnieniach. Uderzyła w nich namiętność, chcieli być bliżej, jak najbliżej siebie. A może to tylko zwykła chęć rozładowania się? Way zjechał rękami na niższe partie pleców młodszego dociskając go do swojego ciała. Odpowiedział mu cichy jęk i zęby zagryzione na jego dolnej wardze. Nie chcieli przestać, potrzebowali tego. Gerard czuł, jakby trafił na swoje miejsce, wszystkie troski pochowały się w kąt. Jego umysłem i zmysłami zawładnęły usta i ciało Franka. Nie wiedział, że Iero tak na niego działa, adrenalina krążyła mu w żyłach. Chyba właśnie znalazł tą właściwą drogę w ciemności. Uśmiechnął się i oderwał od Iero. Jego oczy błyszczały, ten cudny płynny miód mienił się szczęściem, a rozszerzone źrenice, rumieńce na policzkach i urywany oddech pokazywał jak wielką sprawiło mu to przyjemność. Po chwili jego policzki zaróżowiły się jeszcze bardziej i niepewnie spuścił oczy starając się delikatnie wyplątać z uścisku Way’a.
-Em… Przerasz…
-Nawet się nie waż- Gerard położył my palec na ustach, wolną ręką wciąż mocno trzymał,  próbującego się wyrwać, małego gnoma. Psie oczęta spojrzały na niego z zaskoczeniem.
Po chwili palec zastąpiły jego usta, znów zachęcając do zabawy. Po prostu było mu dobrze. A on nigdy nie potrafił zrezygnować z przyjemności…

Znów siedzieli i patrzyli na siebie zza kubków, z tym, że teraz byli zarumienieni i szaleńczo uśmiechnięci. Żaden z nich nie wiedział, że pocałunek może tak poprawić humor. Gerarda już nie dręczyły depresyjne myśli, a Frank nie kulił się w sobie z potrzeby bliskości. Obaj czerpali korzyści z tej małej chwili słabości, mieli w sobie nowe siły na kolejną rudną z Jeffem. Znaczy, tak im się wydawało, bo nie mieli pojęcia co szykuje im ten skurwiel.

***

-Panowie do roboty! To nie jest kręcenie pornola, tylko dramatyczna wideo wiadomość! Po chuj ci ta lampa, do kurwy nędzy?! Pierdolca można z wami dostać…- Jeff klął ile wlezie, był wkurzony. Mieli nakręcić szantażujące wideo dla starszego Way’a, z Mikey’m jako ofiarą w roli głównej, ale ci idioci organizują się jakby kręcili produkcję na miarę Oskara. Światła, kamery i pierdylion innych gównianych rzeczy. Denerwował się jak coś szło nie po jego myśli.
-Szefie…-przeszkodził mu w jego morderczych myślach jeden z zwiadowczych goryli.
-Czego kurwa?!
-Chyba mam coś, co panu poprawi humor- próbował być fajny.
-No to mów, a nie stoisz i flirtujesz ze mną- był delikatnie zaciekawiony. Pierwszy raz, któryś z tych idiotów przynosi mu dobre wieści.
-Nasze psiaki chyba wpadły w szczenięcą miłość- duma rozpierała młodego członka gangu.
-A możesz jaśniej?! Nie mam ochoty na zagadki! Tylko mi tlen marnujesz.
-Chyba się w sobie zakochali. Jak ich obserwowaliśmy dzisiaj, to się całowali.
-Hm… Pedałki? To fantastycznie! To jeszcze bardziej podnosi wartość Iero! Doprowadzimy starszego Way’a do ruiny jeśli straci ich oboje! Fantastyczne wieści Steve!
-Ale ja mam na imię Tom.
-To nieistotne! Zbierz resztę ludzi, mam dla was zadanie. A teraz zniknij, bo ja mam tu plany do pozmieniania!- był w tak wyśmienitym humorze, że nic chyba nie było w stanie mu tego popsuć. Wszystko szło o wiele lepiej niż się spodziewał.

***

-Gerard?- w ciemności rozległ się cichy szept.
-Hm?- mruknął mu z drugiego końca pokoju.
-Wygodnie ci na tej podłodze?- zająkał się i pewnie też zarumienił.
-Frank jak chcesz mogę położyć się z tobą na kanapie, jeżeli ci tak bardzo zależy- Gee z uśmiechem podniósł się i podreptał do sofy stając nad głową, czerwonego już, Iero.
-Wal się- mruknął mu tylko spod kołdry, ale przesunął się by zrobić mu miejsce.
-Sam możesz to zrobić, nie miałbym nic przeciwko Iero- dobry humor nie opuszczał Way’a od popołudnia.
-Zboczenie… NIE MACAJ MNIE!- pisk i śmiech wypełniły pusty, ciemny i zdemolowany salon domu Way’a.
-Czemu? To fajne.
-Zabieraj te mackę Way.
-Oj nie bądź taką cnotką Iero.
-Powiedziałem zabieraj te mackę, bo zaraz dostaniesz po mordzie.
-Czemu śpisz w koszulce?
-By bronić się przed takimi zboczylami jak ty. Powiedziałem co…
-Fajny masz tyłeczek Iero.
-Zaraz cię jebnę- wysyczał przez zęby, próbując udawać niedostępnego.
-No dobra dobra, nie to nie cnotko. Rączki przy sobie- uniósł ręce i przekręcił się na drugi bok uśmiechając się pobłażliwie. Nie minęła chwila a jego talię oplotły wątłe rączki Frankiego, a on sam przytulił się do jego pleców. Gerard zachichotał, ale nie zrobił nic poza tym.
-Wiesz co Gerard? Boję się. Coś za spokojnie jest.
-Rano prawie nas rozstrzelali, a ty mówisz, że za spokojnie? Nie martw się tym mały. To dobrze, że teraz jest już spokojnie. Myśl nad tym jak długo damy radę kantować rodziców.
-A co jeżeli to cisza przed burzą?- zapytał drżącym głosem.
Gerard westchnął i przymknął oczy.
-Wolałbym mieć to już za sobą. Skończyć to wszystko. Uratować Mikey’go, albo zdechnąć. I tak nie wiele już mam w tym życiu...
Po tych słowach Iero przesunął swoją rękę i położył ją na sercu Gerarda.
-Masz mnie…-odpowiedział mu cichy szept.
Czarnowłosy położył swoją rękę na tej należącej do małego gnoma i uśmiechnął się. Może to absurdalne, ale przez chwilę poczuł się szczęśliwy.

***
<przyp. Od autora. Proponuję teraz włączyć sobie Billy Talent- Viking Death March. Dobrze nastraja ^^>


Jednak jego szczęście nie trwało długo. Rano obudził go pisk, wrzask i wystrzał kul. Nie wiedział co się dzieje. Stał na podjeździe domu w samych bokserkach i patrzył na czarnego mercedesa, którym odjeżdżało jego małe szczęście. Znów znalazł się w czarnej dziurze. Bez niczego i nikogo. Tym razem nie udało im się uciec. Przed sięgnięciem po najostrzejszy nóż powstrzymał go tylko dźwięk telefonu.

-Cześć Way. Zamknij się i słuchaj. Chociaż pewnie jesteś w takim szoku, że zapomniałeś jak się mówi, no ale. Jak zdążyłeś zauważyć, zabrałem ci kolejne szczęście. Niedługo się nim pocieszyłeś, co? Tak tak, wiem, jestem okrutny. Cóż taka moja natura. Słuchaj mam dla ciebie kolejne zadanie, a właściwie zagadkę. Jedź tam gdzie światła nigdy nie gasną. I znajdź hotel „Rulles”. Potem dowiesz się więcej. Radzę się nie zabijać. Jeżeli ty popełnisz samobójstwo, cała twoja rodzina i rodzina Iero znajdzie się na cmentarzu. Zrozumiałeś? Zacznijmy kolejną rundę.

Telefon wylądował na przeciwległej ścianie wraz z morderczym krzykiem, wydobywającym się z gardła Way’a. Jeff przegiął. Przez chwilę naprawdę czuł szczęście. Zaznał zakazanego owocu. Iero stał się jego narkotykiem. A on walczy o każdą działkę. Teraz nie był płaczliwym, zaćpanym emocjonalnie narkomanem. Obudziła się w nim zemsta.

***
Wiedział, że zawalił, po raz kolejny. A jeszcze wczoraj udało im się od nich uciec i obiecywał, że nie spuści Iero z oczu. Jednak znów zjebał. Czyj jest coś czego nie zawalił?! Idiota. Ale nie załamie się. Nie może. Pozwolił by i jego mu zabrali, ale chyba właśnie to dodało mu takiego powera. Zjebał, nie chciał by i Iero cierpiał. Ale zemści się za to. Za każdą łzę, krzyk bólu, albo i chociaż draśnięcie. Jeff pożałuje, że rozpoczął tą grę.
  Zamknął bagażnik z głośnym trzaśnięciem. Miał łom, linę, pistolet, który rano w ferworze walki jeden z goryli upuścił, parę innych niebezpiecznych narzędzi, wodę, jakieś żarcie i ubranie na przebranie. Zamknął dom, wysłał mamie sms’a, że żyje, a pani Iero pod wycieraczką zostawił kartkę, z przeproszeniem za kradzież samochodu. Zabrał ze sobą telefon tylko w razie jakby dzwonił Jeff, albo by policja mogła wytropić jego zwłoki. Połączenia od mamy zablokował. Był zdeterminowany. I silny jak nigdy. Przynajmniej psychicznie, bo od 2 lat unikał jak mógł lekcji wf, ale pozabija każdego skurwiela, który zrobi krzywdę Mikesiowi albo Iero. Wsiadł do samochodu i ruszył z piskiem opon.
-Kierunek Las Vegas- warknął zaciskając ręce mocniej na kierownicy. Pchała go zemsta, paliła żywym ogniem jego trzewia. Tylko po to żył. By zemstą odzyskać szczęście.
Był tak zapatrzony w swój cel, że nie zauważył na poboczu ciemnej postaci z transparentem.

Asleep Or Dead.
Runda 3
~~
Także tego no. Jestem, znaczy nie wiem na jak długo, ale jestem. Wzięło mnie i napisałam to przed chwilą. Przepraszam, za jakość i za to, że mnie tak długo nie było. No, ale z taką motywacją… Serio 3 komenty? Aż takie to słabe? Dziękuje tym, którzy ze mną są (Tak Darsiu to dla ciebie <3) Postaram się. Ale nie wiem jak to wyjdzie. Za 45 dni egzaminy ;___; No i pewnie trochę przesłodziłam, albo co. Nie wiem nie czytałam tego…