~~~
Leniwie
otworzył swoje zaćpane oczy i natychmiast tego pożałował. Oślepiające
sierpniowe światło wypływało z okna, którego zapomniał wczoraj wieczorem
zasłonić. Niestety aż tak trzeźwy nie był, by pamiętać o tak
przyziemnych sprawach. Jakby tego było mało usłyszał natarczywe walenie
do drzwi. Nie miał najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać a tym bardziej
wstać i otwierać te pierdolone drzwi. Nie zważając na intruza przekręcił
się na drugi bok, nakrył się kocem na głowę i puszczając wiązkę
przekleństw ułożył się z zamiarem przespania całego swojego życia. Nie
dane mu było jednak leżeć zbyt długo, bo po jakiś 20 minutach ktoś
włamał mu się do pokoju i walną głośno drzwiami. Gerard niechętnie
otworzył jednak oczy i podniósł się na łokciach z zamiarem wypierdolenia
intruza z pokoju wyklinając go od najgorszych. Jednak słowa ugrzęzły mu
w gardle, gdy zobaczy swojego brata ze śrubokrętem i klamką w ręce. Ten
sukinsyn zwyczajnie rozkręcił mu zamek! Nawet we własnym pokoju nie
można mieć chwili spokoju. Jak tylko znów będzie mógł się ruszać to
chyba zrobi mu z dupy jesień średniowiecza. Lecz gdy popatrzył na twarz
Mikey’go gniew go opuścił. Spodziewał się wkurzonego brata z mordem w
oczach a dostrzegł tylko zmęczonego i zapłakanego nastolatka.
Mimo,
iż to Mikey był młodszy to on od paru miesięcy opiekował się Gerardem.
Pilnował by jadł, wracał do domu a jak nie to szukał go po całym Newark.
To on taszczył go zaćpanego przez pół miasta, to ten z pozoru wątły i
nieporadny 15-latek był jego Aniołem Stróżem.
Jednak
mino, iż ostatnio Gerard zachowywał się jak egoistyczny dupek, był
wrażliwy. W końcu był artystą, rysował, śpiewał. Choć jego ostatnim
dziełem była tylko zarzygana podłoga, to jednak gdzieś te uczucia miał.
Bo gdy Gerard zobaczył swojego młodszego zapłakanego braciszka, coś się w
nim ruszyło. Mikey wiedział doskonale, że brat jest bardzo uczuciowy i
nie chciał posuwać się do takich szantaży. Jednak, gdy wrócił od babci a
matka po raz kolejny zapłakana mówiła mu o Gerardzie, wiedział, ze
inaczej do niego nie trafi. Groźby słowne, takie jak odwyk czy areszt
domowy a nawet więzienny nie robiły na nim żadnego wrażenia, więc
blondyn wiedział, że jedyne, co mu zostało to szantaż emocjonalny. Nie
chciał tego, bo wiedział jak Gerard cierpi patrząc na łzy innych a już
przez niego wylewane szczególnie, ale po tylu miesiącach perswazji miał
już dosyć. Kiedy zaczął walić w jego drzwi nie zdziwił się zbytnio, że
nikt mu nie otwiera, lecz i tak za każdym razem bał się co tam zastanie.
Gdy wykręcał zamek starał się myśleć o jak najgorszych rzeczach, jednak
samo wspomnienie zaćpanych, cierpiących oczu Gerarda przyprawiało go o
płacz. Kiedy już wparował do pokoju zobaczy totalny bałagan i chaos,
puste woreczki walające się po podłodze, rozbitą zakrwawioną ramkę oraz
wrak człowieka na łóżku łzy same mu popłynęły. Nie miał pojęcia, że w
przeciągu miesiąca jego nieobecności z Gerardem będzie tak źle. Był
rozżalony, wściekły, ale i zawiedziony, czuł się oszukany.
-Przecież obiecałeś! Obiecałeś, że będziesz starał się pozbierać!
Gerard
nie był przygotowany na to, że Mikey będzie płakał, wiedział, że będzie
wściekły, ale nie chciał widzieć tego wyrzutu w jego oczach. Wiedział,
że te łzy pełne żalu nigdy nie powinny pojawić się na twarzy jego brata.
Miał świadomość tego, że i on i matka często płakali przez niego,
jednak dopóki tego nie widział, nie ruszało go to. Lecz kiedy teraz tak
patrzył w te pełne zawodu oczy pragnął zrobić wszystko byle Mikey
przestał płakać. Nienawidził, gdy ktoś płakał, szczególnie przez niego. Z
trudem podniósł się z łóżka i we wczorajszych ciuchach podszedł do
brata z zamiarem przytulenia go. Jednak, jakie było jego zaskoczenie,
gdy Mikey zamiast go przytulić dał mu w twarz. Tak po prostu
spoliczkował go a w jego oczach można było wreszcie dostrzec wściekłość.
Gerard w sumie wolał jak Mikey był wściekły, jednak nigdy nie podniósł
na niego ręki. Wiadomo jako dzieci bili się czasem i kopali, gdy
wszystko było jeszcze takie beztroskie, ale nigdy go tak nie uderzył.
Wiedział, że na to zasłużył, lecz mino wszystko było mu przykro czuć
palący ból na czerwieniącym się policzku.
Żaden
z nich nic nie mówił, między nimi zawisła ciężka cisza, której nie
potrafili przerwać. Gerard stał ze spuszczoną głową starając się schować
w swoich ramionach i podziwiał swoje dziurawe trampki. Usłyszał
westchnięcie Mikey’go, a po chwili poczuł, że młodszy brat jednak
postanowił go przytulić. Teraz płakali oboje, nadal nic nie mówili, lecz
tak było lepiej. Zanim jednak Gerard zdążył się wypłakać Mikey puścił
go i wszedł głębiej do pokoju.
-Kiedy
byłem w domu jakoś udawało ci się utrzymać porządek. Teraz to tu masz
burdel na kółkach! Tylko dziwek ci brakuje- powiedział kręcąc głową,
zbierając brudne ciuchy z podłogi.
Gerard
nie wiedząc, co zrobić podszedł do łóżka z zamiarem ponownego położenia
się. Jednak nie zdążył się dobrze ułożyć a już poczuł, że Mikey ciągnie
go za nogę.
-Nie
ma mowy królewno! W tej chwili ruszasz swoje śmierdzące cztery litery i
idziesz się wykąpać! Śmierdzisz i wyglądasz jak bezdomny!- krzyczał
próbując ściągnąć mnie z łóżka
-Mikey
już wróciłeś i znowu zachowujesz się jak wybawiciel potępionych, odczep
się- Gerard mruknął w poduszkę, starając się zapomnieć widok
zapłakanego brata. Po chwili uśmiechnął się z zadowoleniem, gdy
usłyszał, że brat dał sobie spokój i wrócił do sprzątania jego pokoju.
Teoretycznie czarnowłosy wiedział, że to egoistyczne, że on sobie leży i
śpi a jego brat, który dopiero, co wrócił z Włoch sprząta mu ten
„burdel na kółkach”, ale, jak wszystko zresztą, to miał w nosie.
-Miałeś wyrzucić tą ramkę- powiedział z lekkim wyrzutem podnosząc 15 razy sklejany i łamany zakrwawiony przedmiot.
-Ramkę
możesz wyrzucić zdjęcie zostaw- szepnął cicho Gerard patrząc pustymi
oczami w okno. Po chwili poczuł jak materac ugina się a Mikey delikatnie
przesuwa go robiąc sobie miejsce.
-Nie
możesz się wiecznie użalać nad sobą Gerard. Już 5 miesiąc mija a ty
nadal o niej myślisz- zaczął swój wykład Mikey, miał świadomość, że
Gerard i tak nie będzie go słuchać, jednak zawsze próbował.
-Ale
ona była dla mnie ważna- po raz Gerard przerwał mu i się odezwał. Mikey
wiedział, że to nie wiele, ale jeśli zaczyna z nim rozmawiać to
wiedział, że idą ku dobremu.
-Ale
cię zostawiła, zdradziła cię, nie była ciebie warta!- widział, że ktoś
musi mu wreszcie naświetlić brutalną prawdę- Nie chciała cię, byłeś dla
niej tylko przyjacielem, zrozum to! Niszczysz siebie i inny przez głupią
dziewuchę!
-Mikey..
-Nie
przerywaj mi! Mam już serdecznie dość twojej depresji! I bez twojego
ćpuństwa mieliśmy problemy a ty tylko wszystko pogarszasz!
-To
może lepiej żeby mnie nie było!- wykrzyknął zdenerwowany- Nikt ci nie
kazał, się mną opiekować! Gdyby nie ty już dawno by mnie tu nie było!-
Mikey nawet nie zauważył, kiedy usiadł na Gerardzie i już drugi raz w
ciągu godziny dał mu w twarz. Wiedział, że jeżeli teraz odpuści nie
będzie już mu potrafił pomóc. Przez miesiąc wiele nauczył się od
stanowczej babci Eleny, wiedział, że Gerardowi potrzeba porządnego
wstrząsu a skoro szantaż emocjonalny nie skutkuje jak należy trzeba
posunąć się do stanowczych środków.
Czarnowłosy był zbyt zaskoczony by móc się odezwać, zresztą Mikey mu na to nie pozwolił gdyż znów zaczął na niego krzyczeć.
-Jak
możesz tak mówić! Jestem twoim bratem kocham cię i nie pozwolę byś
zmarnował swoje życie rozumiesz?! Myślisz, że mnie jest łatwo patrzeć
jak mój starszy brat, który był moim mentorem i wzorem tonie w kałuży
własnych rzygów?! Który zawsze powtarzał mi, że dopóki się walczy jest
się zwycięzcą a sam poddaje się przy pierwszej przeszkodzie?! Nie! Nie
było mi łatwo! Też chciałem się poddać, ale byłem silny dla ciebie, bo
zanim się stoczyłeś nauczyłeś mnie wielu rzeczy, jak na przykład troski o
rodzinę- mówił spokojniej, gdy zobaczy jak w oczach Gerarda zbierają
się łzy.
Starszy
Way nie miał pojęcia, że blondyn zawsze tak uważnie go słuchał, a tym
bardziej, że był jego wzorem. Głuchy na szantaże, krzyki i zakazy poddał
się czystym emocjom. Już po pierwszej kresce żałował, że to zrobił
jednak dziś, gdy po raz pierwszy widział u brata taki żal i zawód
ruszyło go sumienie. Mikey nie pokazywał przy nim uczuć, zawsze starał
się być chłodny, ze swoim mentorskim tonem tłumaczył mu, że robi sobie
krzywdę, ale on to wiedział, więc nigdy go nie słuchał. Jednak, gdy
zobaczył, że i on cierpi… Przecież doskonale pamiętał jak miał 7 lat a
Mikey 5, zaraz po tym jak starszaki zabrali im kanapki, obiecał mu, że
będzie go bronić i nigdy nie dopuści by go ktoś skrzywdził. A teraz to
on sam go krzywdził.
Mikey pamiętaj jak za każdym razem, gdy widział go naćpanego, cierpiał. Ale Gerard nie mógł o tym wiedzieć.
Nie
miał też pojęcia, że za każdym razem, gdy blondyn taszczył go prawie
nieprzytomnego do domu to płakał, ale przecież był zbyt naćpany by
pamiętać…
Zrzucił
z siebie wciąż płaczącego brata i usiadł na łóżku. Wzdrygnął się, gdy
Mikey przytulił się do jego pleców jakby znów miał 5 lat i bał się
koszmarów.
-Gerard proszę cię, wróć…- szepnął w jego brudną, przepoconą koszulkę.
-Mikey…-
blondyn wiedział, jakie to dla niego trudne, więc odsunął się z
zamiarem zostawienia go ze swoimi myślami. Jednak, jakie było jego
zaskoczenie, gdy czarnowłosy złapał go za rękę-… pomożesz posprzątać mi
ten burdel na kółkach?- szepnął patrząc się w podłogę. Jednak widać
było, że kąciki ust mu zadrgały, na co Mikey uśmiechnął się. Blondyn
wiedział, że jeszcze długa droga przed nimi, ale zdaje się, że obrali
chyba dobry kierunek…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz