piątek, 10 sierpnia 2012

Asleep or Dead. VIII

~~~

Frank westchnął z zrezygnowany, widząc, że Mikey patrzy na niego z wyczekiwaniem. Wiedział, że będzie musiał teraz wszystko wytłumaczyć i opowiedzieć, a zdecydowanie nie miał teraz na to ochoty. Poza tym wątpił, by rozwiązał mu się język bez jakiegoś mocnego zakraplacza w postaci wódki. Już teraz, na samą myśl o tym, miał gulę w gardle.

-Frank, czy raczysz mi wreszcie wytłumaczyć, czemu prawie cały szkicownik Gerarda jest zapełniony tobą?- już lekko zdenerwowany blondyn, ponowił swoje pytanie sprzed chwili.
Iero jeszcze raz głęboko westchnął i zerknąwszy na śpiącego Gerarda wydukał.
-Jeśli masz czas i wódkę, to postaram się ci wszystko wytłumaczyć- lekkie zdziwienie na twarzy Mikey’a nakazało mu kontynuować- Jest to cholernie długa i cholernie ciężka historia mojej przeszłości. Mikey, zrozum nie łatwo jest mi o tym myśleć, a co dopiero mówić…
Jakby na potwierdzenie tych słów, głos załamał mu się lekko. Blondyn chyba zrozumiał, o co chodziło starszemu koledze, bo odłożywszy szkicownik Gerarda poszedł w kąt pokoju i z małej szafki przy drzwiach wyciągnął prawie pełną butelkę Jacka Danielsa. Na ten widok, oczy Franka zalśniły. Już tydzień nie miał alkoholu w ustach. Nie to, że zależało mu na ograniczeniu picia, po prostu matka chyba znów o nim zapomniała, więc nie miał kasy na wódkę, a ledwo starczało mu na żarcie. Starał się tylko by nie zasłabnąć, na którejś z lekcji, nie lubił się tłumaczyć.
Nigdy nie mówił Mikey’mu nic o swojej przeszłości, ani o tym jak wygląda jego teraźniejszość. Bał się, że młody go nie zrozumie. Jednak teraz przyszła pora wyłożyć karty na stół i wypuścić starego Franka na chwilę na wolność.
Starał się, nie rzucić na butelkę cudownych procentów, ale gdy tylko blondyn mu ją podał, przyssał się do niej, jak glonojad do szyby. Nie przejmował się tym, że to nie grzecznie pić z gwinta, miał to gdzieś, liczył się tylko ten cudowny gorzki smak upajających procentów. Po paru łykach usiadł na brudnej podłodze i odłożywszy butelkę skinął, by Mikey usiadł koło niego. Coraz bardziej zszokowany Way wlepił wyczekujące spojrzenie w starszego kolegę. Już dawno czuł, że za tymi jego miodowymi oczami, coś się kryje, jednak z każdą chwilą, bardziej bał się poznać, co to. Jak to mówią „Nie wiesz, jakie tajemnice, skrywają ludzkie źrenice.”  I właśnie za chwilę miał poznać największe i najbardziej wstydliwe, sekrety i wspomnienia Franka Iero.
-Uprzedzam, że będzie to długa historia- powiedział, melancholijnie wpatrując się w bursztynowy napój i pociągając kolejny łyk, zaczął wędrówkę do przeszłości.
-Byłem szkolnym outsiderem. Trzymałem się na uboczu, nikomu nie wadziłem, kumplowałem się tylko z takim jednym chłopakiem. Znaliśmy się od piaskownicy, ale nie byliśmy jakoś zżyci. Poza nim nie miałem żadnych bliższych przyjaciół. Jednak wszyscy wiedzieli, że jak mają jakiś problem, to mogą się do mnie zgłosić. Zawsze byłem naiwny i pomocny- gorzki uśmiech przemknął po jego twarzy, gdy błądził oczami w wspomnieniach- Nidzie nie pasowałem, tak inny od wszystkich „normalnych” nastolatków. Nie piłem, nie paliłem, nie ćpałem, nie jarałem się futbolem, nie lubiłem w-f. Interesował mnie mój własny świat. Lubiłem przyrodę, kochałem grać na gitarze, nie umiałem, żyć bez muzyki. Zawsze byłem miły i starałem się uśmiechać. Nie przeszkadzała mi samotność, chociaż byłem strasznym przylepą. Jakaś dziewczyna z mojej klasy nazwała mnie kiedyś „słodkim, małym kurduplem”. Od tamtej pory już nikt nie mówił na mnie „Frank” czy „Iero”, stałem się „kurduplem”. Nabawiłem się pierwszych kompleksów, a to był dopiero początek…
 Na chwilę przerwał swoją opowieść, by pociągnąć trochę z butelki, po czym nie chętnie, podając ją zaciekawionemu Mikey’mu, kontynuował.
-Stałem się bardziej zamknięty w sobie, a oni jak gdyby, już mnie nie potrzebując zaczęli wyśmiewać. Któregoś dnia w stołówce, gdy szedłem z tacą na swoje stałe, samotne miejsce, jeden z dryblasów podstawił mi nogę. Później, w duchu, dziękowałem mu za to, ale tylko przez chwilę. No, więc oczywiście, ja ciapa musiałem wywalić całe swoje drugie śniadanie na najładniejszą dziewczynę w szkole, ale dzięki temu wydarzeniu, pomimo, że cała szkoła miała ze mnie brechty, ja poznałem Susan- po raz pierwszy od początku historii Frank rozmarzonym wzrokiem, z lekkim uśmiechem, zerknął na Mikey’a. Młody zastanawiał się, czy to wpływ wspomnień czy alkoholu, jednak zanim zaczął dogłębną dedukcję, Iero oderwawszy się od butelki znów kontynuował.
-Zaczęliśmy się mijać na korytarzu, uśmiechać się do siebie, a po pewnym czasie odważyłem się zaprosić ją na kawę. Przeklinam tamten dzień, ale cóż, zostaliśmy parą. Automatycznie mianowano mnie na „króla” szkoły. Ironia nie? Największa ciapa, chłopakiem najlepszej laski. Jednak nie narzekałem. Miałem pozycję, wszyscy mnie szanowali, zapraszali na imprezy, zacząłem pić, palić, ćwiczyć futbol i koszykówkę. Zupełnie zapominając o „moim” świecie. Stałem się tym zwykłym nastolatkiem. Przestałem dbać o oceny, wracałem późno do domu, odstawiłem gitarę. Jednak matki to nie obchodziło. Moi rodzicie się rozwiedli, gdy miałem 10 lat i mimo iż bardziej wolałem zostać z ojcem, który pokazał mi piękno sztuki, oni wepchnęli mnie w ramiona matki. Ojciec akurat był wtedy na tournee po Europie, więc przez 4 bite miesiące się z nim nie widziałem. Nie miał mi, kto dać po pysku. Wychowywałem się sam, brakowało mi właśnie tej miłości i czułości, której tak bardzo pragnąłem, a którą mogła dać mi Susan. I dawała. Wszyscy myśleli, że to związek na chwilę, że ona się mną bawi, nie wierzyłem im, olewałem wszystko. I, gdy po 2 cudownych miesiącach, myślałem, że już nic niestanie mi, na drodze do szczęśliwego życia przeciętnego nastolatka, okazało się, że sam wszystko spieprze- pół butelki miał już za sobą, ale gula w gardle rosła, wprost proporcjonalnie do rozwiązywanego języka- To był piątek. Miała być gruba impreza u kapitana drużyny futbolowej, a właśnie akurat tego dnia, matka musiała się zainteresować moimi ocenami. Wielka awantura, groźby o wywaleniu z domu itp. Na ostrym gazie wyszedłem z domu trzaskając drzwiami, miałem ochotę się najebać. Oczywiście wszyscy poparli mój pomysł, a alkohol zaczął lać się strumieniami. Nie zauważyłem nawet, że moja dziewczyna zniknęła w połowie imprezy. Ktoś przyniósł narkotyki, ktoś podał mi kolejną butelkę piwa, a następnego dnia obudziłem się w swoim ogródku, bo matka nie chciała wpuścić mnie do domu. Nie zastanawiałem się wtedy, dlaczego mam na sobie nieswoje ciuchy. Miałem potężnego kaca, więc po tym, jak matka postanowiła mnie wpuścić do domu, przespałem cały weekend, ignorując nawet głód- znów gorzki uśmiech zagościł na twarzy 16-latka. Teraz czekała go ta najgorsza część, starał zapić tą gulę w gardle, ale gdy butelka nagle okazała się pusta, musiał w końcu dokończyć tą przeklętą opowieść.
-W poniedziałek, nadal na kacu powlokłem się do szkoły. Zdziwiłem się ogromnie, gdy nikt do mnie nie podszedł, a zamiast tego ludzie szydzi śmiali się za mną. Zastanawiałem się, co ja do cholery zrobiłem na tej imprezie, że ludzi znów zaczęli mnie wyśmiewać. Chciałem jak najszybciej znaleźć Susan i móc się do niej przytulić, by odgoniła tych wszystkich bałwanów. Jednak, gdy tylko mnie zauważyła, również uśmiechnęła się szyderczo i powiedziała „Byłeś tylko eksperymentem Iero, jak zapewne pamiętasz, zerwałam z tobą w piątek, jednak z tego, co JA pamiętam ty znalazłeś sobie pocieszenie.” Nie miałem pojęcia, o czym ona mówi. Jak to zerwała? Jakie pocieszenie? Wtedy pierwszy i ostatni raz zaćpałem, nie lubiłem, nie wiedzieć, o co chodzi. Susan mnie rzuciła, na powrót wszyscy się ze mnie śmieją, a ja nie wiem, o co chodzi...- Mikey był coraz bardziej zafascynowany, przeszłością Iero. Jego też ciekawiło, co wydarzyło się na tej przeklętej imprezie, że zjebało Frankowi życie. Jednak nie odezwał się ani słowem. Pozwolił odsapnąć starszemu koledze. Widział, że nie było to dla niego łatwe.
-Zerwałem się ze szkoły i poszedłem do parku, by pomyśleć. Wysilałem zapijaczony mózg, by coś sobie przypomnieć, ale jedyne, co pamiętam to, to jak zapiłem LSD piwem. Następnego dnia, pierwsze, co usłyszałem w szkole to śmiech. Wszyscy na korytarzu wyśmiewali mnie i pokazywali palcami. Szyderstwa i wyzwiska mieszały mi się w jedno obrzydliwe słowo…-zaciął się w tym miejscu, a po jego policzku, ku kolejnemu zaskoczeniu Mikey, wolno potoczyła się łza. Był sparaliżowany. Pierwszy raz widział chłopaka, poza Gerardem, który płakał. A przecież, Frank nie wyglądał na kogoś, kto płacze. Młody widział, coraz więcej podobieństw, między przyjacielem a bratem. W jednej chwili skurwysyn Iero zniknął, a na jego miejsce na nowo wrócił Frankie. Wrażliwa, mała, czuła przylepa. Przez tą jedną łzę wylewało tyle żalu do świata, tyle cierpienia. Blondyn miał przeogromną ochotę, po prostu go przytulić. Jednak nie ruszył się nawet z miejsca, bo Frank ze ściśniętym gardłem postanowił kontynuować.
-„Pedał”. Tylko tyle docierało do mnie w tamtej chwili. Nic innego nie przelatywało przez mój umysł, jak tylko to najgorsze wyzwisko. Nie wiedziałem, że nastolatki to takie jebane homofoby. Ja sam, nigdy nie miałem nic przeciwko, homoseksualistom. Kiedyś nawet tata mi przestawił jednego. Jego kumpel z czasów szkolnych. Bardzo fajny gość. To właśnie ojciec nauczył mnie, nie tylko miłości do sztuki, ale i do świata. Nauczył mnie tolerancji i dobroci. A oni wszyscy zabijali we mnie to wszystko każdym następnym wyzwiskiem. W końcu po 3 lekcjach, nie wytrzymałem. Buzowało we mnie dużo emocji, żal, złość, niewiedza, irytacja. Kiedy stojąc przy swojej szafce usłyszałem jak pierwszaki ze mnie leją, trzasnąłem drzwiczkami z całej siły i odwróciłem się do tych biednych dzieciaków. „Czy ktoś do ch*j, może mi w końcu wytłumaczyć, dlaczego znów jestem gnębiony?!”, wybuchnąłem na cały korytarz. Wszyscy patrzyli na mnie jak na kosmitę, cały czas się śmiejąc, miałem ochotę rozwalić wszystko wokół. Poczułem w sobie mordercę, jednak moje zapędy zdusiło dwóch członków drużyny, przydupasy kapitana. Z chamskimi uśmiechami pokazali mi film na telefonie-teraz nie był już smutny, był po prostu zawiedziony i zażenowany sobą. A może to działanie alkoholu? Przecież trochę plątał mu się język.
-To byłem ja z jakimś chłopakiem. Byłem tak naćpany, że nawet jak pokazali mi filmik, nie mogłem sobie nic przypomnieć. Nawet nie wiem, jak miał na imię. Nakręcili nas jak pieprzyliśmy się w kuchni. Poza tym, nigdy nie miałem zapędów gejowskich. Aż do tamtej pory…- Frank popatrzył na Mikesa, niepewny jego reakcji.
-Jeżeli myślisz, że przestanę się z tobą kumplować, bo jesteś biseksualny to powiem ci, że jesteś głupi. Nie liczy się dla mnie czy lubisz dżem, czy nutelle. Jesteśmy przyjaciółmi i akceptuje cię takiego, jakim jesteś- ostrożnie, jakby nie wiedział czy te słowa są właściwe, powiedział Mikey patrząc Frankowi w oczy. Jakie było jego ogromne zdziwienie, gdy po chwili poczuł jak mały gnom się w niego wtula. Ten chłopak był jedną wielką skrajnością. W ciągu niespełna 2 tygodni ze dupka, jakiego poznał na początku, zmienił się w czułą przylepę. Mikey cieszył się, że wreszcie może poznać, tego prawdziwego Franka i miał nadzieję, że ta urocza istotka już taka pozostanie.
-Jednak nadal nie uzyskałem odpowiedzi na pytanie, co robisz w szkicowniku Gerarda. Skąd on cię zna?- zapytał, delikatnie odsuwając od siebie, na ironię, starszego kolegę i patrząc mu w oczy. Ten z westchnieniem, z powrotem usiadł naprzeciwko młodszego Way’a i bawiąc się pustą butelką, powiedział:
-Czas na kolejną cześć moich życiowych porażek- znów zapatrzył się w dal,wracając wspomnieniami do minionych chwil- Ludzie mi nie odpuścili. Każdego kolejnego dnia, na dzień dobry dostawałem cudowne szyderstwa i wyzwiska. Co odważniejsi składali mi propozycję, szybkiego numerka w szkolnym kiblu- prychnął, zdegustowany.
-Nie radziłem sobie z tym. Gnębili mnie, bili, mieszali z błotem, powoli niszcząc moja psychikę. A ja nadal tęskniłem za Susan. Matka nie zauważyła, że cierpię, że nie…nie jem- po raz kolejny zaciął się i popatrzył w podłogę. Wyglądał jakby miał przyznać się do najgorszej zbrodni, jednak po chwili cichy głos znów poniósł się po zatęchłej piwnicy.
-Miała mnie w dupie, zresztą jak reszta świata. Zacząłem pić. Kasę, którą matka zostawiała mi na jedzenie, przepijałem. Tego też nie zauważyła. Nawet tego, że  rzadko bywałem w szkole, nikt nie widział. Mogłem nie zdać, ale to, to akurat ja miałem w dupie. Nikt się nade mną nie litował, nie oszczędzał mnie. Ciągłe wyzwiska, przepychanki, zaczęły mnie wykańczać. Prawie cały czas chodziłem pijany. Szczyt osiągnąłem, gdy dowiedziałem się, że Susan chodzi z moim niegdyś najlepszym, bo chyba jedynym, kumplem. Przyszedłem pijany do szkoły. Pierwszą mieliśmy lekcję w-f. Dopiero, gdy nie wróciłem do szatni ze wszystkimi, ktoś się mną zainteresował. Znaleźli mnie nie przytomnego na bieżni. W szpitalu orzekli, że jestem pijany i…zagłodzony. Powiedzieli, że mam anoreksję- głos załamał mu się całkowicie, a kilka łez potoczyło się po jego bladym policzku, zahaczając o różową bliznę. Tego wstydził się najbardziej. Przyznać się do tego błędu. Przyznać się do choroby psychicznej. Bał się tego bardziej niż przyznania się do odmienności seksualnej. Jednak Mikey, chciał być jego przyjacielem, więc miał prawo wiedzieć. Jakie było, tym razem Frankiego, zaskoczenie, gdy poczuł jak wątłe ramiona Way’a zagarniają go do siebie. Przez chwilę pozwolił sobie na uronienie paru łez wstydu i żalu, w koszulkę młodszego kolegi, czując tak potrzebne mu wsparcie.
-Nawet ojciec przyjechał do mnie z trasy- szeptał nadal wtulony w blondyna-Pamiętam awanturę, jaką zrobił matce, za to, że nic nie zauważyła. Chciał jej odebrać prawa rodzicielskie, jednak potem i tak skończyło się na tym, że on pojechał w kolejna trasę, a ja zostałem z matką. Ale przez te parę dni, gdy był ze mną, wygadałem mu się. Powiedziałem mu o wszystkim, co mnie boli, co ze mną zrobił okrutny świat. Wtedy, jednak nie miałem już 8 lat i nie potrafiłem mu uwierzyć, że są dobrzy ludzie, że mogą kochać. Potem przeklinałem się w myślach, że się wygadałem. On powtórzył wszystko dyrektorowi, a on uczniom. Cała szkoła wiedziała, że jestem pijącym, załamanym psychicznie anorektykiem. Zostałem w szpitalu miesiąc biorąc leki antydepresyjne, lecząc anoreksję. Potem on sobie pojechał, a ja musiałem wrócić do budy. Nikt się nade mną nie zlitował, dalej było jak było. A może nawet jeszcze gorzej. Po kilku gorzkich tygodniach, gdy ograniczyłem picie i zacząłem normalnie jeść i myśleć, starałem się być na nich obojętny. Nic jednak nie mogłem poradzić na to, że jestem cholernie wrażliwy i chodź nie wiem jak bardzo chciałem to ukryć, nadal wszystko to bolało mnie niemiłosiernie. Któregoś piątku, powtarzając swój błąd przed paru miesięcy poszedłem się upić do klubu. Chyba trafiłem wyjątkowo pechowo, bo było w nim dużo gejów i ciągle któryś z nich się do mnie łasił. Po pewnym czasie wkurzony siedzeniem na sofie i odpędzaniem natrętów, poczłapałem w kierunku baru i zobaczyłem…- tym razem zatrzymał się, nie pewny, czy powinien kontynuować.
-Kogo zobaczyłeś?- Mikey nie musiał pytać, przecież doskonale wiedział, a puzzle w jego głowie momentalnie się ułożyły.
-Zobaczyłem twojego brata. Wyglądał jak zombie, od razu wyczułem, że musi być nałogowcem, przecież sam nim byłem. Zaintrygowały mnie jego oczy, koloru mlecznej czekolady, jednak byłem zbyt upojony bólem i drinkami, by się nad nim dogłębnie zastanawiać. Uchlałem się i postanowiłem wrócić do domu. Nie przeszedłem nawet połowy drogi, gdy ktoś zaciągnął mnie w jakiś zaułek. Trzech dryblasów zaczęło mnie bić, kopać, maltretować- głos mu się łamał z każdym słowem, jakby na nowo ciosy. Mikey doskonale znał już tą część historii, jednak chciał poznać ją z punktu widzenia Iero, więc pozwolił wtulonemu w siebie kumplowi, kontynuować katusze wspomnień.
-Po paru chwilach nie miałem ochoty się już bronić, starałem się jak najbardziej zasłaniać i nie dać się zabić. Jednak oni nie zamierzali przestać, a ja traciłem siły. W chwili, gdy poczułem nóż na swoim brzuchu, wierzgnąłem się ostatnim tchnieniem, za co oberwałem po policzku. Dlatego mam tą obrzydliwą bliznę- wstręt, z jakim się wykrzywił, świadczył o tym, jak bardzo nie lubi swojego ciała- Potem usłyszałem czyjś krzyk, nie miałem nawet ochoty podnosić powiek. Chyba na chwilę odpłynąłem, bo potem usłyszałem, jak ktoś rozpaczliwie próbuje poznać moje imię i nie dopuścić do całkowitego stracenia przytomności. Czułem, że leżę na czyjś kolanach, więc otworzyłem oczy. Zauważyłem te czekoladowe tęczówki i wycharczałem, plując krwią, że mam na imię Frank. Obudziłem się po 10 dniach w szpitalu, a o twoim bracie słuch zaginał. Chciałem się mu podziękować, albo coś, ale pielęgniarki mi powiedziały, że przyskrzyniła go policja za narkotyki. Byłem zdumiony, że chciał mnie ocalić, mając przy sobie dragi, a potem jeszcze siedzieć przy moim łóżku dopóki go nie zgarną. Chciałem mu tak po prostu podziękować, za ocalenie życia, ale on zniknął i nikt go nie widział. Gdy wyszedłem ze szpitala, matka zaczęła się wreszcie o mnie troszczyć ojciec ograniczył się tylko do telefonów. Wyprowadziliśmy się z Belleville do Newark. Pilnowała mnie bym jadł, nie pił, by rany się dobrze goiły. Przypomniała sobie, że potrafi być dobrą matką. Dbała bym się dobrze czuł, jednak wyrósł między nami za duży mur, którego nie potrafimy zburzyć. Nadal jestem zamkniętym w sobie, zdołowanym nastolatkiem, ale moje życie powili wraca do normy- Mikey wiedział, jak trudno jest przyznawać się do własnych błędów. Był wdzięczny Frankowi, że postanowił mu zaufać i opowiedzieć to, czego najbardziej wstydził się w swoim życiu. Trzeba przyznać,że wiele przeszedł i to w tak krótkim czasie. Młody wiedział, że w takich chwilach potrzebne jest czyjeś wsparcie, więc nieprzerwanie przytulał do siebie starszego kolegę, delikatnie głaszcząc go po plecach.
-Nigdy nie chciałem być skurwysnem. Nawet nie wiedziałem, że umiem. Kiedy przyszedłem do szkoły, chciałem po prostu znów być tym niezauważalnym duchem, dobrej rady. Jednak spotkałem Gerarda. Na początku go nie poznałem, przecież ma teraz krwiście czerwone włosy, a pamiętałem go jak miał czarne. Gdy, podniosłem mu zeszyt, chcą być miłym i spojrzałem w te jego zmęczone, czekoladowe oczy, wszystkie wspomnienia powróciły, ciągnąc za sobą, niczym domino, następne, coraz boleśniejsze. Wtedy zdecydowałem, że nie pozwolę, by to się powtórzyło. Nie przeżyłbym drugi raz, takiej próby. On, po raz kolejny, zniknął, a ja, sam siebie, uwięziłem we własnej wyimaginowanej postaci, dusząc się sobą. Dlatego znów zacząłem pić. Matka podjęła drugi etat, więc po raz kolejny niczego nie zauważy. Jestem beznadziejnym przypadkiem Mikey- szepnął na koniec mocząc jeszcze koszulkę przyjaciela, paroma łzami. A młody Way? Znów czuł się jak terapeuta, tak jak przy Gerardzie. By zdezorientowany. Z jednej strony bardzo żałował Franka i chciał mu pomóc, wrócić do normalności, by nie musiał przejmować się wspomnieniami. On go rozczulał, to, co przeszedł, jego historia, wytrwałość. Życie tak go skopało. Drugiej zaś strony, to przez niego Gerard znów ćpa. Wszystkie kawałki układanki miał już złożone. Dlaczego wcześniej nie skojarzył, że chłopak, którego Gerard uratował w wakacje, to właśnie Frank? Brat opowiadał mu, o „słodkiej kruszynie”, pobitej i skatowanej. Litował się wtedy nad „tajemniczym chłopakiem”. Tak samo lituje się teraz, gdy wie, że to Frank. Jednak, dlaczego tego pamiętnego dnia, gdy czerwonowłosy zerwał z odwykiem, nie skojarzył, że zaczął ćpać, właśnie, dlatego, że zobaczył Iero? Miał już nigdy go nie spotkać,więc wyimaginował sobie uroczą, tak samo jak on, staczającą się na dno istotkę. Wymyślał sobie różne scenariusze na temat jego osoby. To miała być ta niestałość, odskocznia od rutyny, bo starszy Way nawet nie wiedział, czy on żyje. A w chwili, gdy go zobaczył jego pogląd runął. Przecież Frank teraz wyglądał, jak chamski rockman, a nie jak kruszyna w depresji. Był zupełną odwrotnością wspomnieć czerwonowłosego. A przecież Gerard jest tak, nieodporny na zmiany. Miał ochotę strzelić się w łeb. Zamiast tego popatrzył w dół na owego gnoma, który teraz z dreszczem wyprostował się w jego ramionach, patrząc przed siebie ze strachem. Mikey powędrował za nim wzrokiem. Okazało się, że nie tylko młody Way uważnie śledził, historię życia Franka Iero…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz