Frank westchnął z zrezygnowany, widząc, że Mikey patrzy na niego z wyczekiwaniem. Wiedział, że będzie musiał teraz wszystko wytłumaczyć i opowiedzieć, a zdecydowanie nie miał teraz na to ochoty. Poza tym wątpił, by rozwiązał mu się język bez jakiegoś mocnego zakraplacza w postaci wódki. Już teraz, na samą myśl o tym, miał gulę w gardle.
-Frank,
czy raczysz mi wreszcie wytłumaczyć, czemu prawie cały szkicownik
Gerarda jest zapełniony tobą?- już lekko zdenerwowany blondyn, ponowił
swoje pytanie sprzed chwili.
Iero jeszcze raz głęboko westchnął i zerknąwszy na śpiącego Gerarda wydukał.
Iero jeszcze raz głęboko westchnął i zerknąwszy na śpiącego Gerarda wydukał.
-Jeśli
masz czas i wódkę, to postaram się ci wszystko wytłumaczyć- lekkie
zdziwienie na twarzy Mikey’a nakazało mu kontynuować- Jest to cholernie
długa i cholernie ciężka historia mojej przeszłości. Mikey, zrozum nie
łatwo jest mi o tym myśleć, a co dopiero mówić…
Jakby na potwierdzenie tych słów, głos załamał mu się lekko. Blondyn chyba zrozumiał, o co chodziło starszemu koledze, bo odłożywszy szkicownik Gerarda poszedł w kąt pokoju i z małej szafki przy drzwiach wyciągnął prawie pełną butelkę Jacka Danielsa. Na ten widok, oczy Franka zalśniły. Już tydzień nie miał alkoholu w ustach. Nie to, że zależało mu na ograniczeniu picia, po prostu matka chyba znów o nim zapomniała, więc nie miał kasy na wódkę, a ledwo starczało mu na żarcie. Starał się tylko by nie zasłabnąć, na którejś z lekcji, nie lubił się tłumaczyć.
Nigdy nie mówił Mikey’mu nic o swojej przeszłości, ani o tym jak wygląda jego teraźniejszość. Bał się, że młody go nie zrozumie. Jednak teraz przyszła pora wyłożyć karty na stół i wypuścić starego Franka na chwilę na wolność.
Starał się, nie rzucić na butelkę cudownych procentów, ale gdy tylko blondyn mu ją podał, przyssał się do niej, jak glonojad do szyby. Nie przejmował się tym, że to nie grzecznie pić z gwinta, miał to gdzieś, liczył się tylko ten cudowny gorzki smak upajających procentów. Po paru łykach usiadł na brudnej podłodze i odłożywszy butelkę skinął, by Mikey usiadł koło niego. Coraz bardziej zszokowany Way wlepił wyczekujące spojrzenie w starszego kolegę. Już dawno czuł, że za tymi jego miodowymi oczami, coś się kryje, jednak z każdą chwilą, bardziej bał się poznać, co to. Jak to mówią „Nie wiesz, jakie tajemnice, skrywają ludzkie źrenice.” I właśnie za chwilę miał poznać największe i najbardziej wstydliwe, sekrety i wspomnienia Franka Iero.
Jakby na potwierdzenie tych słów, głos załamał mu się lekko. Blondyn chyba zrozumiał, o co chodziło starszemu koledze, bo odłożywszy szkicownik Gerarda poszedł w kąt pokoju i z małej szafki przy drzwiach wyciągnął prawie pełną butelkę Jacka Danielsa. Na ten widok, oczy Franka zalśniły. Już tydzień nie miał alkoholu w ustach. Nie to, że zależało mu na ograniczeniu picia, po prostu matka chyba znów o nim zapomniała, więc nie miał kasy na wódkę, a ledwo starczało mu na żarcie. Starał się tylko by nie zasłabnąć, na którejś z lekcji, nie lubił się tłumaczyć.
Nigdy nie mówił Mikey’mu nic o swojej przeszłości, ani o tym jak wygląda jego teraźniejszość. Bał się, że młody go nie zrozumie. Jednak teraz przyszła pora wyłożyć karty na stół i wypuścić starego Franka na chwilę na wolność.
Starał się, nie rzucić na butelkę cudownych procentów, ale gdy tylko blondyn mu ją podał, przyssał się do niej, jak glonojad do szyby. Nie przejmował się tym, że to nie grzecznie pić z gwinta, miał to gdzieś, liczył się tylko ten cudowny gorzki smak upajających procentów. Po paru łykach usiadł na brudnej podłodze i odłożywszy butelkę skinął, by Mikey usiadł koło niego. Coraz bardziej zszokowany Way wlepił wyczekujące spojrzenie w starszego kolegę. Już dawno czuł, że za tymi jego miodowymi oczami, coś się kryje, jednak z każdą chwilą, bardziej bał się poznać, co to. Jak to mówią „Nie wiesz, jakie tajemnice, skrywają ludzkie źrenice.” I właśnie za chwilę miał poznać największe i najbardziej wstydliwe, sekrety i wspomnienia Franka Iero.
-Uprzedzam,
że będzie to długa historia- powiedział, melancholijnie wpatrując się w
bursztynowy napój i pociągając kolejny łyk, zaczął wędrówkę do
przeszłości.
-Byłem
szkolnym outsiderem. Trzymałem się na uboczu, nikomu nie wadziłem,
kumplowałem się tylko z takim jednym chłopakiem. Znaliśmy się od
piaskownicy, ale nie byliśmy jakoś zżyci. Poza nim nie miałem żadnych
bliższych przyjaciół. Jednak wszyscy wiedzieli, że jak mają jakiś
problem, to mogą się do mnie zgłosić. Zawsze byłem naiwny i pomocny-
gorzki uśmiech przemknął po jego twarzy, gdy błądził oczami w
wspomnieniach- Nidzie nie pasowałem, tak inny od wszystkich „normalnych”
nastolatków. Nie piłem, nie paliłem, nie ćpałem, nie jarałem się
futbolem, nie lubiłem w-f. Interesował mnie mój własny świat. Lubiłem
przyrodę, kochałem grać na gitarze, nie umiałem, żyć bez muzyki. Zawsze
byłem miły i starałem się uśmiechać. Nie przeszkadzała mi samotność,
chociaż byłem strasznym przylepą. Jakaś dziewczyna z mojej klasy nazwała
mnie kiedyś „słodkim, małym kurduplem”. Od tamtej pory już nikt nie
mówił na mnie „Frank” czy „Iero”, stałem się „kurduplem”. Nabawiłem się
pierwszych kompleksów, a to był dopiero początek…
Na chwilę przerwał swoją opowieść, by pociągnąć trochę z butelki, po czym nie chętnie, podając ją zaciekawionemu Mikey’mu, kontynuował.
-Stałem się bardziej zamknięty w sobie, a oni jak gdyby, już mnie nie potrzebując zaczęli wyśmiewać. Któregoś dnia w stołówce, gdy szedłem z tacą na swoje stałe, samotne miejsce, jeden z dryblasów podstawił mi nogę. Później, w duchu, dziękowałem mu za to, ale tylko przez chwilę. No, więc oczywiście, ja ciapa musiałem wywalić całe swoje drugie śniadanie na najładniejszą dziewczynę w szkole, ale dzięki temu wydarzeniu, pomimo, że cała szkoła miała ze mnie brechty, ja poznałem Susan- po raz pierwszy od początku historii Frank rozmarzonym wzrokiem, z lekkim uśmiechem, zerknął na Mikey’a. Młody zastanawiał się, czy to wpływ wspomnień czy alkoholu, jednak zanim zaczął dogłębną dedukcję, Iero oderwawszy się od butelki znów kontynuował.
Na chwilę przerwał swoją opowieść, by pociągnąć trochę z butelki, po czym nie chętnie, podając ją zaciekawionemu Mikey’mu, kontynuował.
-Stałem się bardziej zamknięty w sobie, a oni jak gdyby, już mnie nie potrzebując zaczęli wyśmiewać. Któregoś dnia w stołówce, gdy szedłem z tacą na swoje stałe, samotne miejsce, jeden z dryblasów podstawił mi nogę. Później, w duchu, dziękowałem mu za to, ale tylko przez chwilę. No, więc oczywiście, ja ciapa musiałem wywalić całe swoje drugie śniadanie na najładniejszą dziewczynę w szkole, ale dzięki temu wydarzeniu, pomimo, że cała szkoła miała ze mnie brechty, ja poznałem Susan- po raz pierwszy od początku historii Frank rozmarzonym wzrokiem, z lekkim uśmiechem, zerknął na Mikey’a. Młody zastanawiał się, czy to wpływ wspomnień czy alkoholu, jednak zanim zaczął dogłębną dedukcję, Iero oderwawszy się od butelki znów kontynuował.
-Zaczęliśmy
się mijać na korytarzu, uśmiechać się do siebie, a po pewnym czasie
odważyłem się zaprosić ją na kawę. Przeklinam tamten dzień, ale cóż,
zostaliśmy parą. Automatycznie mianowano mnie na „króla” szkoły. Ironia
nie? Największa ciapa, chłopakiem najlepszej laski. Jednak nie
narzekałem. Miałem pozycję, wszyscy mnie szanowali, zapraszali na
imprezy, zacząłem pić, palić, ćwiczyć futbol i koszykówkę. Zupełnie
zapominając o „moim” świecie. Stałem się tym zwykłym nastolatkiem.
Przestałem dbać o oceny, wracałem późno do domu, odstawiłem gitarę.
Jednak matki to nie obchodziło. Moi rodzicie się rozwiedli, gdy miałem
10 lat i mimo iż bardziej wolałem zostać z ojcem, który pokazał mi
piękno sztuki, oni wepchnęli mnie w ramiona matki. Ojciec akurat był
wtedy na tournee po Europie, więc przez 4 bite miesiące się z nim nie
widziałem. Nie miał mi, kto dać po pysku. Wychowywałem się sam,
brakowało mi właśnie tej miłości i czułości, której tak bardzo
pragnąłem, a którą mogła dać mi Susan. I dawała. Wszyscy myśleli, że to
związek na chwilę, że ona się mną bawi, nie wierzyłem im, olewałem
wszystko. I, gdy po 2 cudownych miesiącach, myślałem, że już nic
niestanie mi, na drodze do szczęśliwego życia przeciętnego nastolatka,
okazało się, że sam wszystko spieprze- pół butelki miał już za sobą, ale
gula w gardle rosła, wprost proporcjonalnie do rozwiązywanego języka-
To był piątek. Miała być gruba impreza u kapitana drużyny futbolowej, a
właśnie akurat tego dnia, matka musiała się zainteresować moimi ocenami.
Wielka awantura, groźby o wywaleniu z domu itp. Na ostrym gazie
wyszedłem z domu trzaskając drzwiami, miałem ochotę się najebać.
Oczywiście wszyscy poparli mój pomysł, a alkohol zaczął lać się
strumieniami. Nie zauważyłem nawet, że moja dziewczyna zniknęła w
połowie imprezy. Ktoś przyniósł narkotyki, ktoś podał mi kolejną butelkę
piwa, a następnego dnia obudziłem się w swoim ogródku, bo matka nie
chciała wpuścić mnie do domu. Nie zastanawiałem się wtedy, dlaczego mam
na sobie nieswoje ciuchy. Miałem potężnego kaca, więc po tym, jak matka
postanowiła mnie wpuścić do domu, przespałem cały weekend, ignorując
nawet głód- znów gorzki uśmiech zagościł na twarzy 16-latka. Teraz
czekała go ta najgorsza część, starał zapić tą gulę w gardle, ale gdy
butelka nagle okazała się pusta, musiał w końcu dokończyć tą przeklętą
opowieść.
-W
poniedziałek, nadal na kacu powlokłem się do szkoły. Zdziwiłem się
ogromnie, gdy nikt do mnie nie podszedł, a zamiast tego ludzie szydzi
śmiali się za mną. Zastanawiałem się, co ja do cholery zrobiłem na tej
imprezie, że ludzi znów zaczęli mnie wyśmiewać. Chciałem jak najszybciej
znaleźć Susan i móc się do niej przytulić, by odgoniła tych wszystkich
bałwanów. Jednak, gdy tylko mnie zauważyła, również uśmiechnęła się
szyderczo i powiedziała „Byłeś tylko eksperymentem Iero, jak zapewne
pamiętasz, zerwałam z tobą w piątek, jednak z tego, co JA pamiętam ty
znalazłeś sobie pocieszenie.” Nie miałem pojęcia, o czym ona mówi. Jak
to zerwała? Jakie pocieszenie? Wtedy pierwszy i ostatni raz zaćpałem,
nie lubiłem, nie wiedzieć, o co chodzi. Susan mnie rzuciła, na powrót
wszyscy się ze mnie śmieją, a ja nie wiem, o co chodzi...- Mikey był
coraz bardziej zafascynowany, przeszłością Iero. Jego też ciekawiło, co
wydarzyło się na tej przeklętej imprezie, że zjebało Frankowi życie.
Jednak nie odezwał się ani słowem. Pozwolił odsapnąć starszemu koledze.
Widział, że nie było to dla niego łatwe.
-Zerwałem
się ze szkoły i poszedłem do parku, by pomyśleć. Wysilałem zapijaczony
mózg, by coś sobie przypomnieć, ale jedyne, co pamiętam to, to jak
zapiłem LSD piwem. Następnego dnia, pierwsze, co usłyszałem w szkole to
śmiech. Wszyscy na korytarzu wyśmiewali mnie i pokazywali palcami.
Szyderstwa i wyzwiska mieszały mi się w jedno obrzydliwe słowo…-zaciął
się w tym miejscu, a po jego policzku, ku kolejnemu zaskoczeniu Mikey,
wolno potoczyła się łza. Był sparaliżowany. Pierwszy raz widział
chłopaka, poza Gerardem, który płakał. A przecież, Frank nie wyglądał na
kogoś, kto płacze. Młody widział, coraz więcej podobieństw, między
przyjacielem a bratem. W jednej chwili skurwysyn Iero zniknął, a na jego
miejsce na nowo wrócił Frankie. Wrażliwa, mała, czuła przylepa. Przez
tą jedną łzę wylewało tyle żalu do świata, tyle cierpienia. Blondyn miał
przeogromną ochotę, po prostu go przytulić. Jednak nie ruszył się nawet
z miejsca, bo Frank ze ściśniętym gardłem postanowił kontynuować.
-„Pedał”. Tylko tyle docierało do mnie w tamtej chwili. Nic innego nie przelatywało przez mój umysł, jak tylko to najgorsze wyzwisko. Nie wiedziałem, że nastolatki to takie jebane homofoby. Ja sam, nigdy nie miałem nic przeciwko, homoseksualistom. Kiedyś nawet tata mi przestawił jednego. Jego kumpel z czasów szkolnych. Bardzo fajny gość. To właśnie ojciec nauczył mnie, nie tylko miłości do sztuki, ale i do świata. Nauczył mnie tolerancji i dobroci. A oni wszyscy zabijali we mnie to wszystko każdym następnym wyzwiskiem. W końcu po 3 lekcjach, nie wytrzymałem. Buzowało we mnie dużo emocji, żal, złość, niewiedza, irytacja. Kiedy stojąc przy swojej szafce usłyszałem jak pierwszaki ze mnie leją, trzasnąłem drzwiczkami z całej siły i odwróciłem się do tych biednych dzieciaków. „Czy ktoś do ch*j, może mi w końcu wytłumaczyć, dlaczego znów jestem gnębiony?!”, wybuchnąłem na cały korytarz. Wszyscy patrzyli na mnie jak na kosmitę, cały czas się śmiejąc, miałem ochotę rozwalić wszystko wokół. Poczułem w sobie mordercę, jednak moje zapędy zdusiło dwóch członków drużyny, przydupasy kapitana. Z chamskimi uśmiechami pokazali mi film na telefonie-teraz nie był już smutny, był po prostu zawiedziony i zażenowany sobą. A może to działanie alkoholu? Przecież trochę plątał mu się język.
-„Pedał”. Tylko tyle docierało do mnie w tamtej chwili. Nic innego nie przelatywało przez mój umysł, jak tylko to najgorsze wyzwisko. Nie wiedziałem, że nastolatki to takie jebane homofoby. Ja sam, nigdy nie miałem nic przeciwko, homoseksualistom. Kiedyś nawet tata mi przestawił jednego. Jego kumpel z czasów szkolnych. Bardzo fajny gość. To właśnie ojciec nauczył mnie, nie tylko miłości do sztuki, ale i do świata. Nauczył mnie tolerancji i dobroci. A oni wszyscy zabijali we mnie to wszystko każdym następnym wyzwiskiem. W końcu po 3 lekcjach, nie wytrzymałem. Buzowało we mnie dużo emocji, żal, złość, niewiedza, irytacja. Kiedy stojąc przy swojej szafce usłyszałem jak pierwszaki ze mnie leją, trzasnąłem drzwiczkami z całej siły i odwróciłem się do tych biednych dzieciaków. „Czy ktoś do ch*j, może mi w końcu wytłumaczyć, dlaczego znów jestem gnębiony?!”, wybuchnąłem na cały korytarz. Wszyscy patrzyli na mnie jak na kosmitę, cały czas się śmiejąc, miałem ochotę rozwalić wszystko wokół. Poczułem w sobie mordercę, jednak moje zapędy zdusiło dwóch członków drużyny, przydupasy kapitana. Z chamskimi uśmiechami pokazali mi film na telefonie-teraz nie był już smutny, był po prostu zawiedziony i zażenowany sobą. A może to działanie alkoholu? Przecież trochę plątał mu się język.
-To
byłem ja z jakimś chłopakiem. Byłem tak naćpany, że nawet jak pokazali
mi filmik, nie mogłem sobie nic przypomnieć. Nawet nie wiem, jak miał na
imię. Nakręcili nas jak pieprzyliśmy się w kuchni. Poza tym, nigdy nie
miałem zapędów gejowskich. Aż do tamtej pory…- Frank popatrzył na
Mikesa, niepewny jego reakcji.
-Jeżeli myślisz, że przestanę się z tobą kumplować, bo jesteś biseksualny to powiem ci, że jesteś głupi. Nie liczy się dla mnie czy lubisz dżem, czy nutelle. Jesteśmy przyjaciółmi i akceptuje cię takiego, jakim jesteś- ostrożnie, jakby nie wiedział czy te słowa są właściwe, powiedział Mikey patrząc Frankowi w oczy. Jakie było jego ogromne zdziwienie, gdy po chwili poczuł jak mały gnom się w niego wtula. Ten chłopak był jedną wielką skrajnością. W ciągu niespełna 2 tygodni ze dupka, jakiego poznał na początku, zmienił się w czułą przylepę. Mikey cieszył się, że wreszcie może poznać, tego prawdziwego Franka i miał nadzieję, że ta urocza istotka już taka pozostanie.
-Jednak nadal nie uzyskałem odpowiedzi na pytanie, co robisz w szkicowniku Gerarda. Skąd on cię zna?- zapytał, delikatnie odsuwając od siebie, na ironię, starszego kolegę i patrząc mu w oczy. Ten z westchnieniem, z powrotem usiadł naprzeciwko młodszego Way’a i bawiąc się pustą butelką, powiedział:
-Jeżeli myślisz, że przestanę się z tobą kumplować, bo jesteś biseksualny to powiem ci, że jesteś głupi. Nie liczy się dla mnie czy lubisz dżem, czy nutelle. Jesteśmy przyjaciółmi i akceptuje cię takiego, jakim jesteś- ostrożnie, jakby nie wiedział czy te słowa są właściwe, powiedział Mikey patrząc Frankowi w oczy. Jakie było jego ogromne zdziwienie, gdy po chwili poczuł jak mały gnom się w niego wtula. Ten chłopak był jedną wielką skrajnością. W ciągu niespełna 2 tygodni ze dupka, jakiego poznał na początku, zmienił się w czułą przylepę. Mikey cieszył się, że wreszcie może poznać, tego prawdziwego Franka i miał nadzieję, że ta urocza istotka już taka pozostanie.
-Jednak nadal nie uzyskałem odpowiedzi na pytanie, co robisz w szkicowniku Gerarda. Skąd on cię zna?- zapytał, delikatnie odsuwając od siebie, na ironię, starszego kolegę i patrząc mu w oczy. Ten z westchnieniem, z powrotem usiadł naprzeciwko młodszego Way’a i bawiąc się pustą butelką, powiedział:
-Czas
na kolejną cześć moich życiowych porażek- znów zapatrzył się w
dal,wracając wspomnieniami do minionych chwil- Ludzie mi nie odpuścili.
Każdego kolejnego dnia, na dzień dobry dostawałem cudowne szyderstwa i
wyzwiska. Co odważniejsi składali mi propozycję, szybkiego numerka w
szkolnym kiblu- prychnął, zdegustowany.
-Nie
radziłem sobie z tym. Gnębili mnie, bili, mieszali z błotem, powoli
niszcząc moja psychikę. A ja nadal tęskniłem za Susan. Matka nie
zauważyła, że cierpię, że nie…nie jem- po raz kolejny zaciął się i
popatrzył w podłogę. Wyglądał jakby miał przyznać się do najgorszej
zbrodni, jednak po chwili cichy głos znów poniósł się po zatęchłej
piwnicy.
-Miała
mnie w dupie, zresztą jak reszta świata. Zacząłem pić. Kasę, którą
matka zostawiała mi na jedzenie, przepijałem. Tego też nie zauważyła.
Nawet tego, że rzadko bywałem w szkole, nikt nie widział. Mogłem nie
zdać, ale to, to akurat ja miałem w dupie. Nikt się nade mną nie
litował, nie oszczędzał mnie. Ciągłe wyzwiska, przepychanki, zaczęły
mnie wykańczać. Prawie cały czas chodziłem pijany. Szczyt osiągnąłem,
gdy dowiedziałem się, że Susan chodzi z moim niegdyś najlepszym, bo
chyba jedynym, kumplem. Przyszedłem pijany do szkoły. Pierwszą mieliśmy
lekcję w-f. Dopiero, gdy nie wróciłem do szatni ze wszystkimi, ktoś się
mną zainteresował. Znaleźli mnie nie przytomnego na bieżni. W szpitalu
orzekli, że jestem pijany i…zagłodzony. Powiedzieli, że mam anoreksję-
głos załamał mu się całkowicie, a kilka łez potoczyło się po jego bladym
policzku, zahaczając o różową bliznę. Tego wstydził się najbardziej.
Przyznać się do tego błędu. Przyznać się do choroby psychicznej. Bał się
tego bardziej niż przyznania się do odmienności seksualnej. Jednak
Mikey, chciał być jego przyjacielem, więc miał prawo wiedzieć. Jakie
było, tym razem Frankiego, zaskoczenie, gdy poczuł jak wątłe ramiona
Way’a zagarniają go do siebie. Przez chwilę pozwolił sobie na uronienie
paru łez wstydu i żalu, w koszulkę młodszego kolegi, czując tak
potrzebne mu wsparcie.
-Nawet
ojciec przyjechał do mnie z trasy- szeptał nadal wtulony w
blondyna-Pamiętam awanturę, jaką zrobił matce, za to, że nic nie
zauważyła. Chciał jej odebrać prawa rodzicielskie, jednak potem i tak
skończyło się na tym, że on pojechał w kolejna trasę, a ja zostałem z
matką. Ale przez te parę dni, gdy był ze mną, wygadałem mu się.
Powiedziałem mu o wszystkim, co mnie boli, co ze mną zrobił okrutny
świat. Wtedy, jednak nie miałem już 8 lat i nie potrafiłem mu uwierzyć,
że są dobrzy ludzie, że mogą kochać. Potem przeklinałem się w myślach,
że się wygadałem. On powtórzył wszystko dyrektorowi, a on uczniom. Cała
szkoła wiedziała, że jestem pijącym, załamanym psychicznie anorektykiem.
Zostałem w szpitalu miesiąc biorąc leki antydepresyjne, lecząc
anoreksję. Potem on sobie pojechał, a ja musiałem wrócić do budy. Nikt
się nade mną nie zlitował, dalej było jak było. A może nawet jeszcze
gorzej. Po kilku gorzkich tygodniach, gdy ograniczyłem picie i zacząłem
normalnie jeść i myśleć, starałem się być na nich obojętny. Nic jednak
nie mogłem poradzić na to, że jestem cholernie wrażliwy i chodź nie wiem
jak bardzo chciałem to ukryć, nadal wszystko to bolało mnie
niemiłosiernie. Któregoś piątku, powtarzając swój błąd przed paru
miesięcy poszedłem się upić do klubu. Chyba trafiłem wyjątkowo pechowo,
bo było w nim dużo gejów i ciągle któryś z nich się do mnie łasił. Po
pewnym czasie wkurzony siedzeniem na sofie i odpędzaniem natrętów,
poczłapałem w kierunku baru i zobaczyłem…- tym razem zatrzymał się, nie
pewny, czy powinien kontynuować.
-Kogo zobaczyłeś?- Mikey nie musiał pytać, przecież doskonale wiedział, a puzzle w jego głowie momentalnie się ułożyły.
-Zobaczyłem
twojego brata. Wyglądał jak zombie, od razu wyczułem, że musi być
nałogowcem, przecież sam nim byłem. Zaintrygowały mnie jego oczy, koloru
mlecznej czekolady, jednak byłem zbyt upojony bólem i drinkami, by się
nad nim dogłębnie zastanawiać. Uchlałem się i postanowiłem wrócić do
domu. Nie przeszedłem nawet połowy drogi, gdy ktoś zaciągnął mnie w
jakiś zaułek. Trzech dryblasów zaczęło mnie bić, kopać, maltretować-
głos mu się łamał z każdym słowem, jakby na nowo ciosy. Mikey doskonale
znał już tą część historii, jednak chciał poznać ją z punktu widzenia
Iero, więc pozwolił wtulonemu w siebie kumplowi, kontynuować katusze
wspomnień.
-Po
paru chwilach nie miałem ochoty się już bronić, starałem się jak
najbardziej zasłaniać i nie dać się zabić. Jednak oni nie zamierzali
przestać, a ja traciłem siły. W chwili, gdy poczułem nóż na swoim
brzuchu, wierzgnąłem się ostatnim tchnieniem, za co oberwałem po
policzku. Dlatego mam tą obrzydliwą bliznę- wstręt, z jakim się
wykrzywił, świadczył o tym, jak bardzo nie lubi swojego ciała- Potem
usłyszałem czyjś krzyk, nie miałem nawet ochoty podnosić powiek. Chyba
na chwilę odpłynąłem, bo potem usłyszałem, jak ktoś rozpaczliwie próbuje
poznać moje imię i nie dopuścić do całkowitego stracenia przytomności.
Czułem, że leżę na czyjś kolanach, więc otworzyłem oczy. Zauważyłem te
czekoladowe tęczówki i wycharczałem, plując krwią, że mam na imię Frank.
Obudziłem się po 10 dniach w szpitalu, a o twoim bracie słuch zaginał.
Chciałem się mu podziękować, albo coś, ale pielęgniarki mi powiedziały,
że przyskrzyniła go policja za narkotyki. Byłem zdumiony, że chciał mnie
ocalić, mając przy sobie dragi, a potem jeszcze siedzieć przy moim
łóżku dopóki go nie zgarną. Chciałem mu tak po prostu podziękować, za
ocalenie życia, ale on zniknął i nikt go nie widział. Gdy wyszedłem ze
szpitala, matka zaczęła się wreszcie o mnie troszczyć ojciec ograniczył
się tylko do telefonów. Wyprowadziliśmy się z Belleville do Newark.
Pilnowała mnie bym jadł, nie pił, by rany się dobrze goiły. Przypomniała
sobie, że potrafi być dobrą matką. Dbała bym się dobrze czuł, jednak
wyrósł między nami za duży mur, którego nie potrafimy zburzyć. Nadal
jestem zamkniętym w sobie, zdołowanym nastolatkiem, ale moje życie
powili wraca do normy- Mikey wiedział, jak trudno jest przyznawać się do
własnych błędów. Był wdzięczny Frankowi, że postanowił mu zaufać i
opowiedzieć to, czego najbardziej wstydził się w swoim życiu. Trzeba
przyznać,że wiele przeszedł i to w tak krótkim czasie. Młody wiedział,
że w takich chwilach potrzebne jest czyjeś wsparcie, więc nieprzerwanie
przytulał do siebie starszego kolegę, delikatnie głaszcząc go po
plecach.
-Nigdy nie chciałem być skurwysnem. Nawet nie wiedziałem, że umiem. Kiedy przyszedłem do szkoły, chciałem po prostu znów być tym niezauważalnym duchem, dobrej rady. Jednak spotkałem Gerarda. Na początku go nie poznałem, przecież ma teraz krwiście czerwone włosy, a pamiętałem go jak miał czarne. Gdy, podniosłem mu zeszyt, chcą być miłym i spojrzałem w te jego zmęczone, czekoladowe oczy, wszystkie wspomnienia powróciły, ciągnąc za sobą, niczym domino, następne, coraz boleśniejsze. Wtedy zdecydowałem, że nie pozwolę, by to się powtórzyło. Nie przeżyłbym drugi raz, takiej próby. On, po raz kolejny, zniknął, a ja, sam siebie, uwięziłem we własnej wyimaginowanej postaci, dusząc się sobą. Dlatego znów zacząłem pić. Matka podjęła drugi etat, więc po raz kolejny niczego nie zauważy. Jestem beznadziejnym przypadkiem Mikey- szepnął na koniec mocząc jeszcze koszulkę przyjaciela, paroma łzami. A młody Way? Znów czuł się jak terapeuta, tak jak przy Gerardzie. By zdezorientowany. Z jednej strony bardzo żałował Franka i chciał mu pomóc, wrócić do normalności, by nie musiał przejmować się wspomnieniami. On go rozczulał, to, co przeszedł, jego historia, wytrwałość. Życie tak go skopało. Drugiej zaś strony, to przez niego Gerard znów ćpa. Wszystkie kawałki układanki miał już złożone. Dlaczego wcześniej nie skojarzył, że chłopak, którego Gerard uratował w wakacje, to właśnie Frank? Brat opowiadał mu, o „słodkiej kruszynie”, pobitej i skatowanej. Litował się wtedy nad „tajemniczym chłopakiem”. Tak samo lituje się teraz, gdy wie, że to Frank. Jednak, dlaczego tego pamiętnego dnia, gdy czerwonowłosy zerwał z odwykiem, nie skojarzył, że zaczął ćpać, właśnie, dlatego, że zobaczył Iero? Miał już nigdy go nie spotkać,więc wyimaginował sobie uroczą, tak samo jak on, staczającą się na dno istotkę. Wymyślał sobie różne scenariusze na temat jego osoby. To miała być ta niestałość, odskocznia od rutyny, bo starszy Way nawet nie wiedział, czy on żyje. A w chwili, gdy go zobaczył jego pogląd runął. Przecież Frank teraz wyglądał, jak chamski rockman, a nie jak kruszyna w depresji. Był zupełną odwrotnością wspomnieć czerwonowłosego. A przecież Gerard jest tak, nieodporny na zmiany. Miał ochotę strzelić się w łeb. Zamiast tego popatrzył w dół na owego gnoma, który teraz z dreszczem wyprostował się w jego ramionach, patrząc przed siebie ze strachem. Mikey powędrował za nim wzrokiem. Okazało się, że nie tylko młody Way uważnie śledził, historię życia Franka Iero…
-Nigdy nie chciałem być skurwysnem. Nawet nie wiedziałem, że umiem. Kiedy przyszedłem do szkoły, chciałem po prostu znów być tym niezauważalnym duchem, dobrej rady. Jednak spotkałem Gerarda. Na początku go nie poznałem, przecież ma teraz krwiście czerwone włosy, a pamiętałem go jak miał czarne. Gdy, podniosłem mu zeszyt, chcą być miłym i spojrzałem w te jego zmęczone, czekoladowe oczy, wszystkie wspomnienia powróciły, ciągnąc za sobą, niczym domino, następne, coraz boleśniejsze. Wtedy zdecydowałem, że nie pozwolę, by to się powtórzyło. Nie przeżyłbym drugi raz, takiej próby. On, po raz kolejny, zniknął, a ja, sam siebie, uwięziłem we własnej wyimaginowanej postaci, dusząc się sobą. Dlatego znów zacząłem pić. Matka podjęła drugi etat, więc po raz kolejny niczego nie zauważy. Jestem beznadziejnym przypadkiem Mikey- szepnął na koniec mocząc jeszcze koszulkę przyjaciela, paroma łzami. A młody Way? Znów czuł się jak terapeuta, tak jak przy Gerardzie. By zdezorientowany. Z jednej strony bardzo żałował Franka i chciał mu pomóc, wrócić do normalności, by nie musiał przejmować się wspomnieniami. On go rozczulał, to, co przeszedł, jego historia, wytrwałość. Życie tak go skopało. Drugiej zaś strony, to przez niego Gerard znów ćpa. Wszystkie kawałki układanki miał już złożone. Dlaczego wcześniej nie skojarzył, że chłopak, którego Gerard uratował w wakacje, to właśnie Frank? Brat opowiadał mu, o „słodkiej kruszynie”, pobitej i skatowanej. Litował się wtedy nad „tajemniczym chłopakiem”. Tak samo lituje się teraz, gdy wie, że to Frank. Jednak, dlaczego tego pamiętnego dnia, gdy czerwonowłosy zerwał z odwykiem, nie skojarzył, że zaczął ćpać, właśnie, dlatego, że zobaczył Iero? Miał już nigdy go nie spotkać,więc wyimaginował sobie uroczą, tak samo jak on, staczającą się na dno istotkę. Wymyślał sobie różne scenariusze na temat jego osoby. To miała być ta niestałość, odskocznia od rutyny, bo starszy Way nawet nie wiedział, czy on żyje. A w chwili, gdy go zobaczył jego pogląd runął. Przecież Frank teraz wyglądał, jak chamski rockman, a nie jak kruszyna w depresji. Był zupełną odwrotnością wspomnieć czerwonowłosego. A przecież Gerard jest tak, nieodporny na zmiany. Miał ochotę strzelić się w łeb. Zamiast tego popatrzył w dół na owego gnoma, który teraz z dreszczem wyprostował się w jego ramionach, patrząc przed siebie ze strachem. Mikey powędrował za nim wzrokiem. Okazało się, że nie tylko młody Way uważnie śledził, historię życia Franka Iero…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz