~~~
Niezadowolony a przede wszystkim niewyspany Gerard podążał
do swojej szkolnej szafki. Już miesiąc chodził do nowej szkoły, ale
nadal nie mógł połapać się w tym ogromnym budynku. Tak nowa szkoła, nowy
dom i nowy pokój, a właściwie to piwnica. Kiedy postanowił zerwać z
tygodniowym odwykiem znalazł go Mikey. Znów musiał patrzeć na
rozżalonego i zwiedzionego brata. Wiedział, że tym razem skrzywdził go
porządnie, bo nie dość, że złamał obietnice to jeszcze oszukał młodszego
wmawiając mu, że nie ma więcej dragów. Znów widział, oczy pełne bólu i
łez, jednak potem młodego ogarnął okropny gniew, złapał woreczek jeszcze
do połowy pełen białego proszku i wyrzucił jego zawartość do kibla.
Zaczęli się kłócić, bić, wyzywać. A Mikey nadal się do niego nie odzywał
choć minęły prawie 2 miesiące. Po ich kłótni ich matka Donna zarządziła
przeprowadzkę. Na początku nie wiedzieli, że ta decyzja miała drugie
dno. Ich rodzice się rozwodzili, Gerarda to obeszło i tak ojca prawie w
ogóle nie było w domu i ciągle tylko pił, jednak Mikey to przeżywał, w
końcu miał tylko 16 lat a już rozpadała mu się rodzina. Stracił ojca,
tracił brata, Gerry chciał mu pomóc jednak blondyn krzyczał, by się od
niego odwalił. Starszy z ironią kręcąc głową przypomniał sobie, że on
zachowywał się identycznie, gdy młody chciał mu na początku narkomaństwa
pomóc. Zrozumiał, że blondyn chce uporać się z tym sam, więc zamykał
się w swojej piwnicy, tak mieszkał w piwnicy. Kupili dość mały domek i
na górze były tylko dwie sypialnie a nie uśmiechało mu się spać w
salonie, więc wygospodarował sobie piwnice. Zamykał się tak i tworzył,
komiksy, piosenki, sztukę. Nie brał narkotyków, chociaż Mikey przestał
go pilnować a matka nie zwracała już na to uwagi, to nie brał. Sam nie
wiedział, dlaczego, może był aż tak naiwny? Chociaż tak mógł pomóc
Mikey’mu. Jego ponure rozmyślania i grzebanie w szafce przeszkodził mu
nagły huk, zdezorientowany nie wiedział na początku, co się stało.
Jednak po chwili przed sobą zobaczył urocze miodowe tęczówki…
-Upadł ci zeszyt- powiedział cicho ich właściciel podając Gerardowi gruby czarny zeszyt z pomarańczową czaszką na przedzie
-Em…
dzięki- odpowiedział zszokowany Geezy, przyglądając się chłopakowi.
Znał go, czuł to, nie wiedział skąd, ale znał. Miodowooki uśmiechnął się
lekko i cofnął z zamiarem odejścia, jednak w tym momencie błądzący po
jego włosach wzrok brązowych oczu Way’a zatrzymał się na podłużnej
różowej bliźnie biegnącej od środka lewego policzka aż do połowy szyi.
W tym momencie zalały go wspomnienia…
Dostał
zadanie od znajomego dillera. Miał odebrać spory towar z Belleville,
przywieźć go do Newark i nie dać się złapać. Za to dostanie 30 gram
kokainy. Nie był to jakiś ogrom, ale jemu kończyła się kasa, a wiadomo
narkoman jest w stanie zrobić wszystko dla działki. Siedział, więc w tym
konkretnym barze i czekał, aż ktoś przekaże mu przesyłkę. Dziwił się,
że Jeff go wysłał, aż tak mu ufał? Pochlebiało mu to, jednak wiedział,
że musi być trzeźwy i nie może dać się skusić. Leniwe popijał drinka
błądząc oczami po sali, gdy zauważył małe pocieszne stworzonko w rogu
sali. Wkurzona kruszyna z rudymi włosami z irytacją odpędzała jakiegoś
napalonego geja. Zapatrzył się na niego, czerwona koszulka, ciemne rurki
z tego, co widział pod stołem, niedbale ułożony irokez, ciemne kreski
wokół oczu.
-Nawet nie zły, jak na geja-mruknął cicho i zajął się swoim drinkiem.
Czuł się nie swojo, i to nie dlatego, że za chwilę będzie przemycać
kokainę w spodniach a dlatego, że rudy chłopak siedział trzy miejsca od
niego i skarżył się barmanowi, kompletnie zalany w trupa. Nie podobał mu
się dreszczyk, jaki go przeszedł, gdy młody go mijał patrząc mu w oczy
miodowymi tęczówkami. By pewien, że chłopak jest od niego młodszy, choć
sam miał dopiero 18 lat. Nie podobało mu się również to, że jeden z
odrzuconych przez rudego panów tak bacznie przyglądał się kruszynie.
Jednak nie znał ich, więc teoretycznie go to nie powinno obchodzić.
Jednak po chwili jego rozmyślania przerwał gwizd na sali, więc odwrócił
się pośpiesznie i zobaczył chłopaka z czerwonym irokezem, który kieruje
się do łazienki. Wiedział, że to był znak…
Zdyszany
i czerwony obmywał twarz patrząc tempo w lustro. Nie miał pojęcia, co
go podkusiło, czy to przez rudowłosego chłopaka? Gdy tylko wszedł za
czerwonowłosym do łazienki zaczęli się lizać. Rozum wrzeszczał, że
przecież nie jest gejem, ale całowanie się z facetem było zupełnie inne
niż z dziewczyną. Nie da się porównać. Pociągał go ten zakazany owoc.
Nie przestał. Chwilę później poczuł ręce czerwonowłosego na swoim
kroczu, nie miał pojęcia, co się z nim dzieje. Przez chwilę przed oczami
mignęła mu twarz rudowłosego. Był podniecony. Jednak, gdy poczuł coś
zimnego na swoim podbrzuszu cofnął się z jękiem i wybałuszył oczu.
Tajemniczy chłopak tylko uśmiechnął się oblizując wargi i pociągnął go
za pasek. Odchylił dość luźne spodnie czarnowłosego i wsadził mu w nie
dość płaski jednak duży pakunek. Nie zapomniał przy tym przejechać
dłonią po jego męskości, na co czarnowłosy mimowolnie przymknął oczy z
cichym jękiem. Przemytnik klepną go jeszcze w tyłek i obdarzając
brutalnym całusem znikł za drzwiami. Gerard był w szoku, głównie to z
powodu swoich reakcji. Podnieciło go jak macał go chłopak! Krzyczał w
myślach, gdy wychodził z łazienki. Jednak jego uwagę przykuł chwiejący
się, rudowłosy chłopak, który wychodził a za nim nie zauważenie podążał
jeden z gejów. Czuł kłopoty…
***
Frank zapatrzył
się na chłopaka przed nim, kogoś mu przypominał. Czerwone włosy, tak
CZERWONE, trochę krócej wygolone na lewym boku jednak reszta była
dłuższa, wyższy od niego, chudy. Jednak, gdy popatrzył w czekoladowe
tęczówki jego też zalały niechciane wspomnienia…
Siedział,
wkurzony i próbował odpędzić nachalnego faceta. Potencjalne gejostwo za
bardzo przypominało mu o tym, o czym właśnie starał się zapomnieć. Może
gdyby był rozważniejszy nie potraktował by go tak brutalnie, jednak
aktualnie miał wszystko gdzieś. Po paru minutach powlókł się do baru a
jego spojrzenie na chwilę oparło się na czarnowłosym wynędzniałym
chłopaku. Wyglądał jak zombie, Frank zastanawiał się czy był narkomanem
czy alkoholikiem. On co rano po utopieniu smutków tak wyglądał, więc
łatwo mu było to ocenić. Zaintrygowały go jednak jego oczy. Takiego
brązu nigdy nie widział. Wyglądały jak… jak jego ulubiona czekolada z
mlekiem. Jednak nie chciał go oglądać, nie po to odpędzał tych natrętów.
Usiadł przy barze i dostał to, co chciał. Zaczął się upijać. Nie
zorientował się nawet, kiedy zaczął wyżalać się barmanowi, niestety taki
był. Wystarczyło by się napił a wyżalał się nawet kiblowi, szczególnie,
gdy zwracał do niego zawartość swojego żołądka. Stracił rachubę czasu i
ilość wypitych procentów, a jego opowieść zbliżała się do końca.
Otrzeźwił go trochę głośny gwizd na sali i ruch niedaleko niego, więc
rzucając się barmanowi na szyję i bełkocząc wyszedł zataczając się. Może
gdyby nie był tak zalany zauważyłby, że ktoś za nim podąża, jednak on
skupił się jedynie na tym by się nie przewrócić i nie mylić słów
piosenki, którą właśnie śpiewał. Jednak jego dobry humor prysł, gdy
trzech dryblasów zaciągnęło go w ciemny zaułek. Nie miał pojęcia, co się
dzieje, gdy dostał pierwszego kopniaka w brzuch. Upadł a ciosy posypały
się niczym niedawno kostki lodu, do jego drinka. Nie wiedział, za, co
odrywa, nie wiedział nawet jak się nazywa, gdy wymierzali mu kolejne
ciosy. Krew zalewała mu widok, chyba dostał czymś w głowę. Nie
kontaktował, czuł tylko ból. Brzuch, potem cios w żebra, na chwilę
stracił oddech, ktoś nadepnął mu na rękę, znów dostał w twarz. Nie miał
nawet siły się bronić, za szybko się to działo. Jednak na chwilę
wszystko ustało, otworzył oczy, gdy gdzieś w okolicy jego nóg błysną mu
nóż. Ostatkiem woli się szarpnął, jękną, gdy poczuł jak ostrze tnie mu
policzek, potem ktoś krzyknął. Znów kopnęli go w głowę, tym razem
celnie, stracił kontakt z rzeczywistością…
***
Popatrzył
jeszcze raz w na chłopaka, nie miał już rudych włosów, teraz miał
króciutko obcięte włosy po bokach i pofarbowane na czerwono zaś po
środku miał czarny pasek dłuższych włosów z grzywką zakrywającą mu pól
policzka z blizną. Jednak Geezy ją zauważył i z bólem wrócił do
wspomnień, a miodowooki nadal stał i patrzył na niego.
Z
przerażeniem obserwował jak jeden z nim schyla się z nożem i rozcina mu
spodnie. Małe stworzonko wierzgnęło ostatnimi sił, za co dostał nożem
po policzku. Tego było czarnowłosemu za wiele, ruszył się i krzyknął. Na
co wystraszeni rzucili się do ucieczki nie zapominając kopnąć go na do
widzenia. Nie wiedział, że tak łatwo mu pójdzie,jednak
otrząsnął się i podbiegł do rudowłosego. Teraz jego ładne włosy
pokrywała krew, nie widział czy był przytomny, jednak on był i szybko
zadzwonił po karetkę, szybko rozglądając się za nazwą ulicy zobaczył
niedaleko cmentarz. Nie to zdecydowanie nie jest dobre miejsce na
umieranie! Gdy depozytorka się rozłączyła wziął głowę chłopaka na kolana
i ściągając swoją koszulkę przyłożył ją zwiniętą do rany na policzku.
Na spodnie sączyła mu się krew z rozciętej gdzieś głowy, bok koszulki
młodego chłopaka też był cały zakrwawiony. Miał pewnie też krwotok
wewnętrzny patrząc w półmroku na robiące się siniak, oceniał z rozpaczą
czarnowłosy. Już nie obchodziło go, że jak będą go przesłuchiwać to
pewnie znajdą kokainę a on pójdzie siedzieć, nie wiedział nawet dlaczego
tak bardzo mu zależało. Wiedział jedynie, że nie mógł pozwolić by mały
stracił całkowity kontakt ze światem. Dotykał go więc, mówił do niego.
Słyszał w oddali wycie karetki, ale nadal siedział i szeptał do niego.
Gdy karetka zatrzymała się koło nich z piskiem Geezy usłyszał jak
rudowłosy coś mówi.
-Frank…, mam na imię Frank- wycharczał, po czym na dobre stracił przytomność…
-Frank… -powiedział Gerard patrząc w te hipnotyzujące tęczówki…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz