Okej, słowem wstępu. Przeniosłam z onetu
(welcome-to-the-black-gay-parade) tutaj. Jednak już na wstępie blogspot mnie
wkurzył, bo z mojego konta zniknął blog, który założyłam rano
(welcome-to-the-black-gay-parade.blogspot.com) Próbowałam wszelkimi środkami i
dupa blog nie wrócił, nie mogę nim zarządzać, więc utworzyłam nowy.
Postanowiłam dokończyć Asleep or Dead, chociaż w mojej głowie już rodzi się
nowy pomysł. Nie wiem czy rozdziały będą się pojawiać często, bo wkraczam w 3
klasie, a to najtrudniejszy rok gimnazjalisty, ale będę się starać. No więc nie
przynudzam i dziękuje tym, który postanowili zajrzeć :)
Enjoy!
~~~
Obudził go ostry dźwięk, a konkretniej mówiąc mocny, gitarowy wstęp, jednej z
piosenek The Misfits. Z jęknięciem przewrócił się na drugi bok, po omacku
szukając telefonu na szafce. Zastanawiał się kto, jest na tyle odważny, by
dzwonić do niego o tak wczesnej porze, w dodatku gdy był na kacu.
-Czego?!- warknął do słuchawki. Wcale nie
zamierzał być uprzejmy, gdy głowa pulsowała mu tępym bólem.
-Może trochę grzeczniej?!- rozmówca po drugiej stronie również nie był w
najlepszym nastroju.
Frank zamilkł na chwilę. Doskonale wiedział,
kto raczy do niego dzwonić o tak nieodpowiedniej porze. Przymknął na chwilę
oczy, próbując się wyciszyć i udawać głupa.
-Jak będę wiedział z kim rozmawiam, to się nad tym zastanowię- odpowiedział już
spokojniej. Mimo iż nadal trudno było mu zebrać myśli, lepiej mu się z nim
rozmawiało, gdy go nie widział.
-Em... Gerard- odparł trochę zakłopotany czerwonowłosy. Od razu jak się na
niego spojrzało widać było, że był zdenerwowany. Chodził w kółko po mieszkaniu,
co chwile zerkając przez okno.
-Ooo, czyżbyś już wytrzeźwiał i postanowił ze mną pogadać?- Frank stawał się
coraz pewniejszy, mimo iż nadal czuł ogromny ból głowy.
-Frank, do cholery nie mam ochoty na żarty!- krzyknął Gerard
-To po cholerę do mnie dzwonisz o tak chujowej porze i drzesz japę?!-
odkrzyknął Frank- Poza tym skąd masz mój numer?- po drugiej stronie słuchawki
słychać było ciężkie westchnienie, po którym nastąpiła chwila ciszy. Iero
zastanawiał się, czy starszy Way zamierza się w ogóle odezwać.
-Czy jest u Ciebie Mikey?- w końcu zapytał, lekko drżącym głosem.
-Mikey?!- zdziwił się Frank.
-Tak Mikey. Nie wrócił na noc do domu...
***
Pół godziny później zdyszany, rozczochrany i ledwo ogarnięty Iero, walił w
drzwi do domu Way'ów.
-Otwieraj te
pierdolone drzwi Gerard!- darł się na całą ulicę, choć była dopiero 8
rano. W gwoli ścisłości obaj powinny siedzieć już w szkolnych ławkach, jednak
żaden z nich nie zaprzątał sobie głowy tak przyziemnymi sprawami.
-Nie drzyj się tak mały- warknął czerwonowłosy otwierając mu drzwi. Był w
podobnym stanie co Frank.
-Co się stało? Tak po prostu nie wrócił na noc do domu? I dopiero rano mi o tym
mówisz? Jakim cudem? Czempfff...- zmęczony i zdenerwowany Gerard nie miał
ochoty wysłuchiwać, jeszcze rzucanych jak z karabinu, idiotycznych pytań gnoma.
Zatkał mu usta własną dłonią, ignorując dreszcz przebiegający mu przez ciało. A
może to Frank zadrżał?
-Zamknij się Iero, ostatnią rzeczą, jakiej chce teraz słuchać to twoje głupie
pytania- powiedział drżącym głosem mrużąc oczy. Frank miał czas na niego
popatrzeć. Nieuczesane czerwone kłaki, wczorajsze wygniecione ubrania,
podpuchnięte, sine oczy i niezdrowo blada cera. Ledwo trzymał się na nogach,
jednak jego źrenice wyglądały normalnie. To znaczy, że był trzeźwy. Dobrze, że
chociaż on. Frank wiedział, że prawdopodobnie wygląda jeszcze żałośniej niż
starszy Way.
-Idź do salonu. Rozgość się, a ja zaparzę kawę. Patrząc na ciebie, chyba nie
tylko mnie się ona przyda- uśmiechając się ironicznie, zabrał rękę z ust Iero i
podreptał do kuchni.
Lekko jeszcze sparaliżowany, kolorowowłosy usiadł w salonie, zastanawiając się,
co się właściwie stało.
Z zamyślenia otrząsnął go dopiero ciemno zielony kubek z kawą, który pojawił
się przed jego nosem. Odebrał go od zmęczonego Gerarda, patrząc jak ten ze
swoja porcją zasiada w fotelu. Swoją drogą, kubek w różowe świnki nadawał
starszemu Way'owi, jakiejś dziwnej dziecięcości. Frank odważył się nawet na nieśmiały
uśmiech i lekkie skinienie głową zza kubka, jako podziękowanie.
-Opowiesz mi wreszcie, o co chodzi?- zapytał wreszcie po paru minutach ciszy, czując jak powoli ból głowy ustępuje.
Gerard tak jak przez telefon wziął głęboki oddech, przymykając oczy i zbierając
myśli. Kiedy je otworzył nie patrzył na Franka tylko na okno.
-Wczoraj wieczorem, jak Mikey wyszedł cię odprowadzić, mama odebrała telefon.
Okazało się, że nasza babcia Elena, jest w szpitalu, w ciężkich stanie
pozawałowym- widać, że czerwonowłosemu trudno było o tym mówić. Frank domyślał
się, że chyba jest mocno związany z babcią - Mama spakowała parę rzeczy i
zostawiając nam trochę gotówki na jedzenie, pojechała do babci. Ja zamiast
zaczekać na młodego, poszedłem do swojej piwnicy i się naćpałem- jego policzki
lekko się zaróżowiły. Oczywistym było, że wstydzi się tego, że jest ćpunem.
-Wstałem jakąś godzinę temu. Wiedziałem, że muszę iść powiedzieć to Mikey'owi,
ale gdy poszedłem do jego pokoju, nie było go. Pościel nawet nieruszona, a jego
nigdzie ani śladu. Wiedziałem, że na pewno jeszcze nie wie o babci, bo jego
telefon leżał na szafce nocnej. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to to, że
może został u ciebie na noc. Jednak, jak widać nie, więc skoro nie wrócił do
domu, ani nie był z tobą, to gdzie on się do kurwy podziewa?!- ostatnie zadanie
prawie wykrzyczał. Iero widział, zbierające się w jego oczach łzy.
-A próbowałeś...- Frank urwał, przecież Mikey oprócz niego, nie miał znajomych.
Zaszklone, czekoladowe, tęczówki kurczącego się w sobie Gerarda spoczęły na
małej postaci na kanapie. Wiedzieli, że mieli problem duży problem.
***
-Zaginięcie można zgłosić dopiero po 24 godzinach- odezwał się znudzony głos
miejscowego policjanta.
-Czy pan do cholery nie może zrozumieć, że 15-latek niewracający na noc do
domu, to jest ZAGINIĘCIE?! I to kurwa nie ważne, czy minęło 10 czy 24 godziny!-
Gerard był wkurwiony.
-Ja rozumiem, ale takie są procedu...
-JA MAM W DUPIE PANA PROCEDURY! Mój młodszy brat zaginął. Nie ma przy sobie ani
telefonu, ani tym bardziej pieniędzy! Jedyne, co ma to ubranie i okulary!- no i
jeszcze paczkę fajek, pomyślał Frank przyglądając się, gotującemu się Gerardowi
-Jeżeli nie ruszycie tych swoich opasłych, pączkami tyłków, osobiście przyjdę i
rozpiermmpppfff- ostatnie słowa znów zostały zagłuszone, tym razem przez rękę
Iero.
-Jeżeli zaczniesz im grozić i ich obrażać, mogą cię wpakować na 24 do pudła, a
tego chyba nam teraz nie potrzeba- szepnął groźnie Frank, wlepiając intensywne
spojrzenie w Gerarda. Czerwonowłosy był zbyt zdenerwowany by móc normalnie
rozmawiać, więc ze zrezygnowaną miną przekazał słuchawkę Frankowi.
-Przepraszam bardzo za mojego kolegę, ale sam pan powinien zrozumieć, że
zaginięcie młodszego brata, przysparza trochę nerwów- starszy Way pokazał Iero
na te słowa, bardzo kulturalny gest.
-Czy na prawdę nic się nie da zrobić? Musimy czekać do wieczora? Przecież ten
chłopak ma tylko 15 lat, a pan na pewno wie, jakie w nocy, ulice Newark są
niebezpieczne- Franka przeszedł dreszcz strachu, dopiero teraz zaczynał
przyjmować do wiadomości, że Mikey zniknął.
-Eh... postaram się, jak najszybciej zgłosić to do komendanta, a na razie
zalecam byście obdzwonili wszystkie szpitale, przytułki i kostnice w Newark-
kolejny dreszcz przeszedł młodego Iero na słowo kostnice, nawet nie chciał o
tym słyszeć.
-Na prawdę, bardzo panu dziękuje.
-Postaram się zrobić, co w mojej mocy, będę do was dzwonić w razie czego-
jednak czasem można liczyć na tych policjantów- A i jeszcze jedno, mogę
wiedzieć dlaczego to wy, a nie matka, zgłasza zaginięcie? - nie musiał pytać,
to nie było żadną procedurą, każdy mógł zgłosić zaginięcie, po prostu był
ciekawy.
-Mama braci wyjechała do babci, dobrze by było gdyby się w ogóle o tym nie
dowiedziała, wie pan obwinianie siebie i starszego brata. Chcielibyśmy tego
uniknąć i jak najszybciej znaleźć Mikey'go- nic nie mógł poradzić na to, że
zaczął drżeć mu głos.
-Dobrze, zrobię, co się da, będziemy w kontakcie.
-I co?!- dopytywał się zniecierpliwiony Gerard
-Powiedział, że postara się jak najszybciej zgłosić to do komendanta, a nam
zalecił obdzwonienie, wszystkich szpitali, przytułków i kostnic-
czerwonowłosemu też nie podobała się ostatnia opcja, jednak co innego im
pozostawało? Zamiast czekać na cud, woleli działać. Z westchnieniem wyciągnął
opasłą książkę telefoniczną i zaczęli dzwonić.
***
-Cholera!- wściekły do granic możliwości Way rzucił słuchawką. Był zbyt
zdenerwowany, by rozmawiać w tym stanie z kimkolwiek.
-Tyle tego w naszym mieście, a nikt nic o nim nie wie! To niedorzeczne!- pluł
się dreptając po pokoju.
-Gerard uspokój się, bo za chwilę ciebie będziemy musieli zawieść do szpitala,
by dali ci coś na uspokojenie!- warknął Iero, był tak samo zdenerwowany, ale
potrafił się ogarnąć. Jeden z nich musiał trzeźwo myśleć, mimo iż to on jeszcze nie do końca otrzeźwiał po wczoraj. Z ciężkim westchnieniem opadł na kanapę,
niebezpiecznie blisko Franka.
-Frank, a jak jemu coś się stanie? Jak go zabiją? Albo wyślą jego wnętrzności
na czarny rynek? Albo sprzedadzą na dziwki do Pakistanu? Albo…- po raz kolejny
tego dnia Iero musiał zatkać mu usta, nie zwracając uwagi na dreszcz, który
przebiegł mu po kręgosłupie.
-Gerard zamknij się, bo tylko pogarszasz sytuację!- kolorowłosy nie wiedział,
że starszy Way jest taki uczuciowy- Sam wiesz, że nie mogę ci obiecać, że nic
mu nie będzie, ale takie gadanie tylko bardziej nas denerwuje. Więc proszę cię
zamknij się, jeżeli zamierzasz pieprzyć takie głupoty- warknął. Czerwonwłosy
obdarzył go pełnym łez spojrzeniem, czekoladowych tęczówek, po czym odpychając
jego rękę, schował twarz w dłoniach.
-Gerard?- gdy Frank zobaczył, jak wstrząsa nim pierwszy szloch, położył mu rękę
na ramieniu- Gerard, ja wiem, że jest ci trudno, ale nie pomożesz ani jemu, ani
sobie rozklejając się- bał się. Bał się, że sam za chwilę się rozpłacze.
-Zrobię nam jeszcze kawy- szepnął i zabierając kubki poszedł do kuchni.
Z ciężkim sercem patrzył przez okno, czekając aż napój bogów zacznie wrzeć. On
też się martwił, on też się bał. Mimo iż znał młodego tak krótko. Wiedział, że
Gerardowi jest jeszcze ciężej. W końcu to jego młodszy brat. W dodatku pewnie
też sam się obwiniał, za zniknięcie Mikey’a. Gotową kawę postawił na stoliku i
o mało się nie rozpłakał widząc, jak Geezy ociera łzy rękawem, sięgając po
kubek.
Iero nie wiedział, co zrobić, więc zdał się na starego Frania, pełnego empatii
i uczuć. Usiadł na kanapie i przysunął się jak najbliżej. Stykali się całą
powierzchnią boków, a gdy Way spojrzał zapłakany, ale i zdziwiony na Franka, on
tylko delikatnie się uśmiechnął. Serce mu podskoczyło, jak zobaczył, że Gerard,
nie udolnie, ale jednak próbuje odwzajemnić gest.
Obaj byli zmęczeni, zdenerwowani i pełni obaw. Nawet nie zauważyli, kiedy zasnęli.
***
Frank obudził się pierwszy i z dziwnym uczuciem zauważył, że Gerard zasnął opierając
swoja głowę na jego ramieniu. Nie przeszkadzało mu to, jednak było to dziwne.
Wczoraj był na niego kompletnie wściekły, a dziś tak po prostu zasypiają razem
na kanapie.
Ostrożnie, by nie obudzić starszego, przełożył jego głowę na oparcie kanapy, a
sam wyszedł do kuchni, rozprostować się i umyć kubki. Z roztargnieniem
stwierdził, że spali jakieś 4 godziny. Było już po 16, a przecież telefonowanie
skończyli koło 12. Widać było im to potrzebne.
Gdy już umył kubki, z braku innych zajęć, zaczął sprzątać kuchnie i zastanawiać
się, co można zrobić do jedzenia. Zaczynał być głodny, a sądził, że jak Gerard
się obudzi też będzie potrzebował jedzenia. Patrząc na zawartość lodówki i
szafek postawił, na sos brokułowo-serowy z makaronem. Dziwnie się czuł, krzątając
się po nieswojej kuchni, ale cóż trzeba to przeżyć. Może Way go za to nie
wyrzuci.
Po parenastu minutach, w drzwiach kuchni pokazała się rozczochrana i zaspana,
czerwona główka. Widać musiał obudzić go intensywny zapach.
-Co tam pichcisz, gosposiu? – odezwał się zachrypniętych głosem, lekko strasząc
„gosposie”. Frank już miał mu coś odpysknąć, ale kiedy odwrócił się i zauważył,
że czerwona istotka pokazuje swoje uzębienie światu, przy potężnym ziewnięciu,
stwierdził, że jest to absolutnie urocze i machnąwszy ręką wrócił go garów.
-Odzywał się ktoś?
-Nie, nikt nie dzwonił, przynajmniej nie słyszałem- odpowiedział Frank, tak
jakby rozmawiał z garnkiem, a nie z czerwonowłosym, który zdążył się usadowić
przy stole, za jego plecami.
Posiłek przebiegł im w ciszy, Gerard tylko raz po raz, zerkał na zapatrzonego w
makaron, niczym w 8 cud świata, Franka.
-Dziękuje- odezwał się w końcu cicho.
-Za co?- wywołało to zamierzony efekt, bo Iero wreszcie na niego spojrzał.
-Za wszystko- w zamian za to jedno spojrzenie, Way obdarował go delikatnym
uśmiechem, który Frank nieśmiało odwzajemnił.
Ich małą chwilę, przerwał dźwięk telefonu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz