piątek, 10 sierpnia 2012

Asleep or Dead. II

~~~
 
Znowu. Znowu tak boleśnie trzeźwy. Choć w sumie z tym taki trzeźwy to nie przesadzajmy, chyba doskwierał mu kac. Leniwie otworzył jedno oko w poszukiwaniu jakiejś wody przy łóżku, ale gdy natrafił tylko na prawie pustą szklaną butelkę whisky zrezygnował. Z jęknięciem przewrócił się na drugi bok z zamiarem przespania całego dnia, ale gdy jego wzrok spoczął na wiszącym na ścianie zegarze stwierdził, że chyba jednak powinien podnieść swoje szanowne cztery litery i zacząć szykować się do szkoły.
  Szkoła. Chryste jak on jej nienawidził. Z gniewnym pomrukiem zamknął swoją szafkę i krzywiąc się na ostry dźwięk dzwonka poczłapał na 2 lekcję. Dobrze, że nie zdążył na fizykę, już zdecydowanie wolał pomęczyć się na biologii. Wszedł oczywiście jako ostatni i zajął swoje zaszczytne miejsce na ostatniej ławce w rzędzie pod oknem. Zawsze tam siadał, niezmiennie od tylu lat. Nie ważne czy był popularny w szkole jak 4 miesiące temu, czy gnębiony jak dziś. To było jego miejsce i chociaż to, wszyscy respektowali. Ledwo zdążyła się zacząć lekcja a on już dostał w głowę papierową kulką. Codziennie ten sam schemat, niektóre zachowania jego „rówieśników” znał już na pamięć. Papierowa kulka z jakimś pięknym wyzwiskiem lądująca zazwyczaj na jego głowie, potem jego szafka obklejona kolejnymi obelgami, aż w końcu koszmar w stołówce. Utarta rutyna, można było się tym znudzić, lub po prostu do tego przywyknąć, jednak Frank nie potrafił. Po prostu nie mógł się przyzwyczaić, że ktoś robi mu świadomie krzywdę. Nie mieściło mu się w głowie, że można chcieć kogoś zranić, był na to zbyt wrażliwy, od zawsze zresztą. Bardziej niż inne dzieci obchodził go los zwierzaków, lubił pomagać ludziom. Lubił wszystko i wszystkich, którzy nie robili mu krzywdy. Włączając w to swoich rodziców. Gdy miał 10 lat rozwiedli się, bardzo to przeżył, jednak jak na chłopca przystało nie dał po sobie nic poznać. Ojca kochał bardziej niż matkę, odkąd pamiętał. To on uczył go grać na gitarze, to on pokazywał mu przyrodę, to on dał mu sens życia. Życia w muzyce, kochał ją jak nic innego, ponad wszystko. I to dzięki ojcu, jednak przy rozwodzie nikt się go nie pytał, z kim chce zostać, po prostu brutalnie odebrali mu ojca i wepchnęli w ramiona matki. Nawet niezbyt z tego zadowolonej, mieszkał z nią, bo musiał. Od 6 lat wychowuje się sam, bo jej prawie ciągle nie ma w domu a z ojcem spotyka się sporadycznie, wtedy, gdy nie koncertuje. Zdarza się, więc to bardzo rzadko.
  Żałował, że już na starcie życie daje mu w kość, ale zawsze starał się być silny, i właśnie wtedy, gdy zaczęło się wszystko układać, gdy w końcu miał tą szansę być szczęśliwym, ktoś znów zabawił się w Boga i mu to wszystko zniszczył. Mógł być szczęśliwy z Susan, a właściwie to był z nią szczęśliwy. Zdążył ją pokochać, ją i to, co ona mu dała. A dała sporo, coś, czego nigdy nie miał. Pozycję w szkole, znajomych. Była najładniejszą i najpopularniejszą dziewczyną w szkole. A on jako jej chłopak automatycznie stawał się „królem” tej budy.
  Zawsze był outsiderem, trampki, wieczne rozczochrane lub ułożone w niedbały irokez rudawe włosy, rurki, koszulka ulubionego zespołu, stara torba z przypinkami, czasem nawet jak mu się chciało to malował oczy czarną kredką. Trzymał się z boku, nie wchodził nikomu pod nogi, ale wszyscy wiedzieli, że jak mają problem i jak będą mili to im pomoże. Niestety Frank zawsze był łatwowierny i naiwny, dlatego też właśnie teraz cierpiał.
  Z gniewną miną wyrzucił za ciebie kulkę nawet na nią nie zerknąwszy. Nie lubił zagłębiać się w to, co go boli, nie lubił użalać się nad sobą. Ból wolał zabijać lub zapijać czymś innym. A, że nie miał nic takiego pod ręką, wolał skupić się trochę na lekcji. Zresztą trochę tam rozsądku jeszcze posiadał i uważał, że jak na 16-latka stanowczo za dużo pije. To nie jest wyjście, ale jak inaczej zabić ból? Jak zabliźnić rozdrapane rany? Nie! Nie chciał znów do tego wracać, więc skoncentrował się na łańcuchu pokarmowym, wyobrażając sobie, że choć raz on może pobawić się w Boga. Lub, chociaż w szalonego doktora, który postanawia zrobić ludzką stonogę. O tak uwielbiał ten film.
  Nie pomylił się z tą rutyną, bo po następnej lekcji znów widział, na swojej szafce poprzyklejane kartki. I wcale nie były to listy miłosne. Miał dość ciągłego odklejania tych śmieci, że też im nie nudziło się marnowanie papieru i czasu. Wystarczyło by jak raz wyzywali by go pedałów, ciot i tym podobnych, obyło by się bez przepychanek, pobić i picia. Jednak nie, dzicy rozwydrzeni nastolatkowi musieli mieć się, na kim po wyżywać. Coraz częściej ból zamieniał się w gniew i nienawiść, potrafił już im czasem odpysknąć, zaczął się bronić. Jednak wczoraj cały jego zapał osłabł, gdy jego była dziewczyna raczyła go powiadomić, że chodzi z jego niegdyś najlepszym kumplem. Dla każdego byłby to spory cios, ale nikt nie przejmował się głupim Frankiem. Pamiętał, że gdy Susan z nim zerwała tłumacząc się, że chciała tylko zobaczyć jak to jest być z outsiderem modlił się jedynie o to by wszyscy o nim zapomnieli. O wiele łatwiej było by mu się z tym uporać. Nie dość, że w jednej chwili spadł z pantałyku i stracił dziewczynę, to jeszcze wszyscy mu to w tak brutalny sposób wpajali. Codziennie tak bardzo pogłębiając ranę porażki, że nie było mowy szans na jej całkowite zniknięcie. Może kiedyś się zabliźni jednak nigdy nie zniknie. Nie z tak wrażliwej duszy. Zawsze wszystko przeżywał, nie ważne czy to rozwód rodziców, czy po prostu głupi film, zawsze był wrażliwy. A oni to tak boleśnie wykorzystywali.
  Od dłuższego czasu nie jadał w stołówce. Czemu? Bo nie mógł, nie pozwalali mu, dotąd rzucali w niego jedzeniem, wyzwiskami, dotąd go kopali i bili aż wyszedł. A potem więcej tam nie wracał. Cieszył się, że jeszcze miesiąc i będą tak upragnione wakacje, może spotka się z tatą i zabierze go gdzieś na koncert. Tęsknił za ojcem, bo była to chyba jedyna osoba na świecie, którą kochał z wzajemnością. Oczywiście matkę też kochał, ale nie potrafił obdarzyć kogoś bezgranicznym uczuciem, jeśli ten ktoś go ranił.
I znów użalam się nad sobą. Zirytowany usiadł na murku za szkołą i wsłuchując się w ukochaną muzykę na uszach pozwolił swobodnie płynąć myślom. Muzyka, tak ją też kochał. Mógł się wsłuchać, zatracić, zapomnieć nie robiąc sobie krzywdy, dlatego tak bardzo ją kochał. Jednak miłosne wyznania przerwał mu dzwonek, zwiastujący kolejną godzinę w znienawidzonej szkole. Jeszcze tylko miesiąc…

Nie spieszył się do domu, wiedział, że matki i tak nie będzie, więc nie miał nawet, co liczyć na obiad. Postanowił, że głód zapije swoją ulubioną kawą w Sturbuck’sie. Dzień bez kawy, był jak dzień bez muzyki, to znaczy stracony. W o wiele lepszym nastroju i z błogim uśmiechem popijając dużą Latte, wracał do domu. Dziś był piątek, więc postanowił, że nie będzie go spędzał znów sam. Wybierze się do klubu, o tak to był doskonały pomysł! Powinien gdzieś jeszcze znaleźć stary podrobiony dowód, z którym chodził z chłopakami na imprezy kiedy… Nie! Nie będziesz teraz o tym myślał. Rozkazał sobie wchodząc do domu. Wygrzebiesz jakieś lepsze ciuchy z szafy, znajdziesz podróbkę i pójdziesz do tego pieprzonego klubu i postarasz się zapomnieć. O! Tłumaczył sobie, wchodząc do pokoju. Tak, zdecydowanie to będzie wieczór obfitujący w wiele ważeń.

Sceptycznie popatrzył na swój wygląd. Najbardziej obcisłe ciemne rurki, jakie znalazł w szafie, czerwony t-shirt z kościotrupami, trampki i irokez. Nie jest źle. Ocenił krytycznie.
Z uroczym uśmiechem błysnął podróbką przed bramkarzem i wszedł do ciemnej i głośnej piwnicy. Ludzie patrzyli się na niego dziwnie i nie miał pojęcia czy to dla tego, że pomalował oczy mocniej niż zwykle czy ze względu na jego dość mały wzrost. Bo był niski, czego osobiście nienawidził. Był chyba najniższym chłopakiem w szkole. Miał zaledwie 169 i z tego powodu też go gnębili, i pewnie, dlatego też barman poprosił go jeszcze raz o dowód. Chryste jak on tego nienawidził.
Dwie godziny później siedział na jednej z kanap samotnie sącząc drinka. Był znudzony, mimo, że impreza była super. Stracił ochotę na zabawę i już dawno zapomniał, po co tu przyszedł. Co drugi facet brał go za geja proponując kolejnego drinka, lub seks w męskim kiblu. Fatalnie, pomyślał chyba trzeba trochę zmienić wizerunek, ale zacząć się lepiej przyglądać męskim tyłkom. Uśmiechnął się ironicznie, na wspomnienie lekcji w-f a raczej tego, co działo się w szatni po nim. Coraz częściej łapał się na tym, że gapi się na kolegów z klasy. Ale przecież nie mógł być gejem, nie pokochałby wtedy Susan.
Głowa bolała go niemiłosiernie a 3 już drink krążył mu w żyłach. Zamiast zapomnieć zaczął katować się najgorszymi wspomnieniami, zupełnie zapominając o rzeczywistości.
Rozsiadł się wygodniej na kanapie i zamknął oczy. Pod powiekami tańczyły mu różnobarwne światła kolorofonów a w uszach dudniła za głośna klubowa muzyka, zupełnie nie w jego guście. Impreza, na której miał się świetnie bawić zaczęła przeradzać się w najgorszą. Ale on jeszcze o tym nie wiedział. Nie widział, jak jeden z odrzuconych, przez niego, partnerów się na niego patrzy. Nie zdawał sobie sprawy, że gdy on mruży z irytacji swoje miodowe oczy, on obserwuje jego każdy ruch. Albo może po prostu nie chciał wiedzieć…
Nawet nie wszedł na parkiet, był znudzony i wkurzony. Miał dość, chciał wrócić do domu, i w samotności upić się do nieprzytomności. Lub nachlać się tu i teraz na lipny dowód. A co jeśli matka była by w domu? Podszeptywał mu rozum. Już ona zrobiła by mu chrzest. Chociaż ona nawet nie wiedziała, z jakimi problemami musi walczyć jej syn. Nie ma pojęcia jak cierpię, pomyślał kręcą pustą szklaną do stole. Znów zalewały go czarne myśli.
 Jednak mimo wszystko nie chciał opuścić lokalu, tak wcześnie, więc siedział naburmuszony patrząc na wszystkich wściekłym wzrokiem i czekał na zbawienie.
Było grubo po 3 w nocy, gdy wracał do domu lekko się zataczając i chichrając do siebie. W końcu, gdy siedzenie na kanapie mu się znudziło, wybrał tą drugą opcję i resztę wieczoru spędził przy barze wyżalając się barmanowi. Tak, wystarczyło go tylko trochę pociągnąć za język a już się zwierzał. A, że barman dobry człowiek to polewał mu dalej pozwalając się wyżalić. Gdy skończył swoją, jakże żałosną, opowieść dziękując za wysłuchanie i wieszając się na szyję biednemu chłopaczynie wyszedł śpiewając bardzo smutne piosenki zawodząc przy tym niemiłosiernie. Było mu trochę lżej, że mógł się komuś po raz pierwszy wyżalić, więc w dobrym humorze toczył się przez jezdnie. Jednak dobry humor i nie tylko humor miał go za chwilę opuścić…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz