czwartek, 30 sierpnia 2012

Asleep or Dead. XII

Okej słowem wstępu. Wybaczcie, tak długą nieobecność, ale cóż wakacje. Wiem marne usprawiedliwienie, przepraszam. A teraz zapraszam!
Enjoy!

~~~

Tkwili tak chwile w tej pozycji zanim czerwonowłosym włosy nie poderwał się z jękiem. Już wiedział, w jakim kościele dzwonią te dzwony...


-Jeff!- krzyknął podrywając się z kanapy -Ja pierdole, dlaczego ja jestem takim debilem! To moja wina, oni go zabiją! Kurwa mać, to moja wina- znów załączyła mu się histeria. Chodził w kółko szarpiąc się za włosy. Frank totalnie nie rozumiał, o czym czerwonowłosy mówi, ale kiedy zobaczył ponownie zbierające się w jego oczach łzy, postanowił przerwać te biadolenie.
-Stop! Zatrzymaj się Gerard -złapał go za ramiona i potrząsnął nim -Powiedz, kim jest ten Jeff. O co chodzi? Czemu znów twoja wina? -starszy denerwował go coraz bardziej, jeszcze nigdy nie widział nikogo tak "rozlazłego" psychicznie.
-To moja wina, że porwali Mikey'go. To przeze mnie, on zginie przeze mnie- dalej biadolił popadając w rozpacz.
Po chwili rozległ się głośny plask, a policzek Gerarda zaczął przybierać barwę jego włosów.
-Mam cię kurwa dość! Możesz ogarnąć swoją histerię!? Nic tylko ryczysz zamiast wziąć się w garść! Powiedz mi do cholery kim jest ten pieprzony Jeff i czego on od was chce!- Frank po prostu nie wytrzymał psychicznie. Nie miał cierpliwości do takich osób. Chyba właśnie dlatego odkrywał w sobie geja, nie wytrzymał by z kobietą podczas PMS.
Gerard popatrzył na niego zdziwiony, ale po chwili w jego czekoladowych tęczówkach pojawiło się zrozumienie i jakby "trzeźwość". Chyba zaczynał myśleć.
-Dzięki Iero. To chyba naprawdę było mi potrzebne- szepnął nie zwracając uwagi na piekący polik.
-Nie ma za co. Jak nie zaczniesz wreszcie normalnie gadać, znów ci przywalę- odwarknął na skraju nerwów.
-No to słuchaj- Gerard przeczesał nerwowym ruchem, swoje płomienne włosy i patrząc w podłogę zaczął mówić -Pamiętasz kiedy znalazłem cię, pobitego, prawie nieprzytomnego w tym zaułku?-odpowiedziało mu lekkie kiwnięcie. Nie tylko Way, nie lubił do tego wracać.
-Siedziałem też niedaleko ciebie w barze. Czekałem na... "coś". Na przesyłkę. Jeff wysłał mnie tam bym odebrał dla niego towar. W zamian za to miałem dostać działkę kokainy. Widziałem cię już wcześniej, jak wylewałeś swoje żale barmanowi, ale gdy wyszedłem z łazienki, przemycając w gaciach prawie kilogram narkotyków, zauważyłem jak wytaczasz się z baru, a za tobą jakaś banda osiłków. Postanowiłem, że trochę poszpieguję. Zaciekawiłeś mnie i chciałem byś dotarł bezpiecznie do domu. Byłem jednak za wolny i kiedy dotarłem to tego zaułku oni już się za ciebie wzięli. Kiedy jeden z nich wyjął nóż, coś krzyknąłem, oni się rozbiegli dając ci kopa na pożegnanie. A ja nie zastanawiając się nad tym, że mam w gaciach kokainę, podbiegłem do ciebie i wezwałem karetkę. Nie wiem czy wiesz, ale zaraz jak wróciłeś z sali operacyjnej, czuwałem przy tobie wraz z twoją mamą prawie dwa dni. Potem jakaś "życzliwa" pielęgniarka doniosła, że wyglądam jak ćpun i wezwali psy. W ciągu 2 minut cały kilogram narkotyków, spoczywający przez dwa dni w moich gaciach, spłyną kiblem. Kupa forsy. Zabrali mnie na komendę, ale nic nie znaleźli, więc spisali tylko zeznania, jak i gdzie cię znalazłem i byłem wolny. Jednak nie dla mafijnego gangu narkotykowego. Wiedziałem, że Jeff ma jakiś gang, ale nie przypuszczałem, że to mafia narkotykowa. Lubił mnie, więc na początku tylko do mnie dzwoni, że muszę mu jakoś zwrócić kasę. Potem zacząłem go ignorować, nie odbierałem telefonów, byłem naiwny! Myślałem, że odpuści...- szepnął z powrotem lądując na kanapie.
-Gerard. Zadarłeś z mafią. Z mafią narkotykową -jęknął Frank -I co my teraz zrobimy? Przecież 2 nastolatków nie da rady z MAFIĄ NARKOTYKOWĄ!- Iero puściły nerwy -Kurwa czy ty jesteś normalny!? MAFIA NARKOTYKOWA?! HAHAHAHA!! To przecież bułka z masłem! Pójdziemy do nich i powiemy: "Cześć, przepraszam, ale czy moglibyście oddać nam Mikey'go?" I jestem pewien, że go oddadzą! W CZARNYM WORKU!! A MY NA DOWIDZENIA DOSTANIEMY W GRATISIE SERIĘ Z KARABINU!! O panowie, dziś promocja 1+2! Trzech przystojniaków naładowanych kulkami! SZKODA KURWA, ŻE NIEŻYWI!- Franka coraz bardziej ponosiły nerwy, a Gerard kurczył się w sobie, bo wiedział, że tylko on jest temu winien. Mały Iero wcale mu nie pomagał -Wiele przeszedłem, ale w życiu bym nie pomyślał, że będę mieć do czynienia Z MAFIĄ NARKOTYKOWĄ!
-Kurwa, czy ty możesz przestać wreszcie to powtarzać!? Dotarło! Wszyscy wiedzą. TAK MAFIA NARKOTYKOWA! I tak wiem, MOJA WINA! Nie tylko ty się denerwuje...
-Denerwuje? JA SIĘ DENERWUJE?! NO KURWA SPŁONIESZ! Mikey'go przetrzymują niewiadomo gdzie! Grozi mu śmierć, zresztą nie tyko jemu, ale również i tobie i twojej mamie! TO MAFIA GERARD! Nie ma znaczenia, czy ktoś z nich cię lubi, oni nie znają litości! Jak mogłeś do tego doprowadzić!- krzyczał, nie zdając sobie sprawy jak bardzo rani tym Gerarda -Tak to twoja wina! I jeszcze mnie do tego mieszasz!- po raz drugi rozległ się głośny plask.
-Jak tak zamierzasz mi pomagać, to wracaj kurwa do domu i się zabarykaduj w piwnicy. Doskonale sam wiem, że to moja wina i tak wiem, że to mafia, która nie ma litości. Mikey to mój brat, zapomniałeś?- mocno wymierzony policzek i ból w tych pięknych czekoladowych tęczówkach sprawiły, że Iero momentalnie się zamknął. Przez następną chwilę mierzyli się wzrokiem, próbując zrozumieć siebie nawzajem.
-Przepraszam Gerard, po prostu to mnie przerosło- szepnął skruszony.
-Rozumiem, więc może lepiej będzie, jak jednak wrócisz do domu- odpowiedział patrząc w bok.
Frank wiedział, że to było czyste zaprzeczenie samemu sobie. Starszy Way, jak nigdy właśnie teraz najbardziej potrzebował wsparcia, jednak by go chronić, kazał mu wracać do domu. I mino iż Iero miał ogromną chęć wziąć nogi za pas i zapomnieć o wszystkim, co się dziś zażyło, wbrew Way'owi i samemu sobie, postanowił, że go nie zostawi. Dopóki Mikey, nie wróci żywy do domu on odpuści. A był uparty.
-Ile jesteś winien Jeffowi?- zapytał skupiając na sobie uwagę starszego.
-Za taką zwłokę i ignorancję? Nawet jakbym sprzedał i dom i siebie i matkę, by nie wystarczyło- szepnął coraz bardziej zdruzgotany.
-Więc okup nie wchodzi w grę. Nawet jakby nam się udało "jakimś cudem" wykraść Mikey'go, to oni przecież i tak by potem nas znaleźli- Iero zaczynał myśleć, jednak każde wyjście było gorsze od drugiego -To co możemy zrobić?- szepnął przerażony, spoglądając na Gerarda.
-Oni muszą czegoś chcieć. Możemy zaproponować wymianę. Zamiast kasy, w sensie dać im coś innego- powiedział z wahaniem -Mogę spróbować zadzwonić do Jeffa, może uda mi się z nim dogadać?- sam nie wierzył w to co mówił. Nie mieli najmniejszych szans.
-Bierz i dzwoń, tonący brzytwy się chwyta- Iero rzucił w niego telefonem. Był zdeterminowany, on łatwo się nie poddaje.
-Eh... okej
-Tylko weź na głośnik.


Piiiiiiib, Piiiiiiib, Piiiiiib...
Oh, wiedzę na reszcie zrozumiałeś, o co chodzi. <chichot>
-Jeff czego wy chcecie, przecież wiesz, że nie jestem wstanie ci zapłacić- mruknął żałośnie.
Brzmisz, jakbyś się miał popłakać Way. Twojemu braciszkowi nic nie jest i w najbliższym czasie nic mu się nie stanie. Wiem, że nie masz kasy, bo twoje dobre serduszko zwyciężyło nad ćpuńskim pragnieniem, jednak nie zmienia to faktu iż nadal jesteś narkomanem. Ile byś dał za działkę? Brata? Matkę? A może tego chłopaczka, którym jest zapełniony twój szkicownik? Zdziwiony? Nie zauważyłeś, że coś ci zniknęło? Hahahaahaha! To dopiero początek Way, mafia może wszystko. Tak więc chciałbym zagrać z tobą w taką małą grę. Jeżeli wygrasz Mikey i wszystko co zdążymy ci "zabrać" wróci do ciebie w całości i nie naruszone. Jednak jeżeli omsknie ci się noga, "coś" już nigdy do ciebie nie wróci. Tak jak w grze, będziesz miał 3 "szanse". Zniknął Mikey, zniknął szkicownik. Co jeszcze jesteś w stanie oddać? Babcie? Mamę?... Franka? Pilnuj się Way. Tylko od ciebie zależy, czy będziesz uśpiony czy po prostu martwy. Odezwę się i teraz radzę mnie nie ignorować...
Pib, Pib, Pib, Pib...


Gerard z głuchym dźwiękiem upuścił telefon, wszystko przestało mieć dla niego znaczenie. Chciał po prostu umrzeć. To jego wina, on będzie odpowiedzialny za śmierć swoich najbliższych. Wiedział, że nie da rady. Nigdy nic mu nie wychodziło, nie da rady...
Nie zorientował się, że mówi to na głos, dopóki Frank mu nie odpowiedział.
-Dasz radę Gerard, ja ci pomogę. W końcu ja też w tym teraz siedzę. Razem damy radę, wyjdziemy wszyscy z tego cało. Zobaczysz- próbował przekonać sam siebie, o nim też już mafia wie, nie jest bezpieczny. I to przez ten głupi szkicownik! Nawet jakby chciał nie mógł mieć żalu do Gerarda. Szczególnie teraz, gdy wyglądał jak kupa nieszczęścia.
Mikey, mama, babcia, to rozumiał w końcu to jego rodzina, ale Frank? Czym on zawinił? Nie chciał wplątywać w to Iero. Kochał całą swoją rodzinę i cholernie się o nich bał, ale myśl, że tej niskiej, upierdliwej kruszynie mogło by się coś stać, bolała go tak, jak gdy myślał o Mikey'm. Zależało mu na Franku.
Nie dał rady, po prostu nie dał rady. Po raz kolejny tego dnia, rozpłakał się.
Gdy miodowooki zauważył łzy w tych czekoladowych oczach, nie panował nad swoimi odruchami. Po prostu go przytulił. On też, tak jak Gerard potrzebował wsparcia. Siedzieli w tym razem. Obaj w niebezpieczeństwie. Strach łączy ludzi.
Sparaliżowany Gerard nie wiedział, co zrobić, gdy drobne ciało Franka wtuliło się w niego. Po chwili z cichym westchnieniem, nieśmiało oddał uścisk. Potrzebował go. Teraz i... i nie wiedział na jak długo. Najlepiej na zawsze. Przecież on nie da rady.
-Damy radę- szepnął płaczliwie mały gnom, jakby czytając mu w myślach -Damy radę Gerard. Wmawiaj sobie to tak długo, aż w końcu w to uwierzysz i stanie się to prawdą.
Płakali oboje. Wtuleni w siebie, bali się jutra. A cicha śmierć stała koło nich z tabliczką:

                                                           Asleep or Dead.
                                                               Runda 1.

~~~
Jej zawiało króciutką nudą. -.- I "Piłą". Ostatnio oglądałam i mnie natchnęło. Przepraszam za ten chłam. Nie jestem w stanie wykrzesać nic więcej...I krótko i żalowo. Wybaczcie tyle wulgaryzmów, ale chyba każdy przeklina jak się denerwuje, nie? Nie? Ojej to tylko ja? Kurczę...
Przepraszam, to jedyne sensowne dziś słowo. Przepraszam.
P.S. Darsa jeżeli to przeczytasz, to wiesz o co chodzi prawda? <3

1 komentarz:

  1. Czy ty... *rozgląda się na boki* ... mi grozisz? *prędko obiega cały dom i sprawdza każde okno* Mogę wiedzieć przynajmniej ile jest rund? Zaczynam się bać o własne życie *zasłania zasłony w oknach i siedzi w ciemnicy* Tym bardziej, że ostatnio oglądałam dwie pierwsze części "Piły" i zaczynają mnie przechodzić ciarki... Jeszcze dogadasz się z House i mogę sobie wynajmować kwaterę na cmentarzu xD

    A nawiązując do rozdziału, to mi zawiewa mega schizą i mega zgrozą w jednym pakiecie... Biedny Mikey. Ciekawe kogo jeszcze porwą lub co zabiorą O.o Dalsze reguły gry jak sądzę dopiero w następnym rozdziale... No i nasi panowie małymi kroczkami się zbliżają ku sobie... Jedyny pozytywny plus... bo tak to sama groza, która mną zawładnęła. Straszne uczucie. Jeff jest bezwzględny, nawet własne dziecko by zarżnął gdyby mu działkę ukradło... Takie odnoszę wrażenie właśnie. No nic... czekam ze zniecierpliwieniem na następną rundę :D

    P.S. Właśnie się domyślam i mi się to nie podoba *zamyka drzwi na 3643957892 spustów*

    -> red like a blood <-

    OdpowiedzUsuń