piątek, 10 sierpnia 2012

Asleep or Dead. Prolog

~~~

Siedział przed komputerem i zastanawiał się nad komizmem tej chorej sytuacji. Niespełna 4 miesiące temu miał wszystko, no prawie wszystko, co nastolatek pragnie najbardziej. Przyjaciół, miłość, imprezy. Dziś ma głuchy telefon, puszkę jego ulubionych brzoskwiń oraz kolejny dołujący wieczór spędzony przed komputerem na czytaniu głupich blogów. Na chwilę jego rozmyślania przerwał trzask drzwi wejściowych słyszalny nawet na piętrze. Znaczyło to, iż po raz kolejny jego matka nie zamierzała spędzać nocy w domu, więc chłopak znów został sam zmagając się z czarnymi myślami. Kiedy ‘najlepsza partia’ w szkole z nim zerwała ze słowami „to był tylko eksperyment” stracił to wszystko dzięki czemu nadal trzymał się kupy. Kumpli, dobry humor i chęć do życia, bo nawet w domu nie miał się, do kogo odezwać. Chyba, że rozmowa z kolejną 100 dolarówką, zostawioną przez matkę na jedzenie, mogłaby mu jakoś pomóc. Tak, więc, po stracie tego wszystkiego od 4 miesięcy egzystował jak maszyna. Jadł, chodził do szkoły, względnie się uczył, nie dał po sobie znać, ze coś się z nim dzieje. Jednak, kiedy tylko wracał do domu i po raz kolejny nie zastawał matki w domu, zamykał się w pokoju i krzyczał, płakał, marzył. Bo tylko życie w głowie miało dla niego jakiś sens, tam miał przynajmniej namiastkę szczęścia, gdy zamykał się z ukochaną muzyka na uszach. A gdy po raz kolejny miał westchnąć nad ckliwym Happy End’em kolejnego bzdurnego bloga, dostał wiadomość. Ze złością zamknął laptopa i po raz kolejny rzucił komórką o ścianę, już trzecią w ciągu 4 miesięcy. Wstał i podszedł do szafy na chwiejących się nogach. Znów go wszystko zaczęło przerastać. Wyciągając z szafy ostatnią butelkę whisky szepnął
-Tak Frank, jesteś najżałośniejszym 16-latkiem, jakiego świat musi oglądać- i poszedł się utopić…

***

Już chyba trzeci raz w tym tygodniu wracał naćpany. Oczywiście z nieuzasadnionych powodów, co chwila chichotał i przemierzając ulicę wszerz zamiast wzdłuż starał się by nie potrącił go żaden samochód. Co i tak nie było konieczne, bo o 3 w nocy nie wiele samochodów jeździ ulicami Netwark. Gdy wreszcie doczłapał się do domu, zamiast zatroskanej matki przywitało go głośne chrapanie z salonu. Znaczyło to, że nie tylko on postanowił nie trzymać się dziś rzeczywistości. Z westchnieniem zaczął wchodzić po schodach. Jednak, gdy dotarło do niego, że potrafi wejść na nie normalnie zamiast na czworakach, wkurzył się. Oznaczało to, że za mało wziął i znów koszmary nie dadzą mu spokoju w nocy. Lecz niestety nadal brakowało mu kasy na złoty strzał, a przecież na niego dilerzy nie dają na krechę. Zaśmiał się na tą dziwną dwuznaczność i zamykając drzwi od pokoju chwycił za ramkę stojącą na biurku.
-Jaki ten świat okrutny, prawda? – szepnął głaszcząc popękaną szybkę. Po chwil zaś resztki ramki znów odnalazły bliski kontakt ze ścianą. Nie martwił się, że kogoś obudzi, matka by się nawet nie ruszyła, ojciec jest zbyt pijany a Mikey’a nie ma. I dobrze, bo znów zacząłby bawić się w terapeutę a na następne kazania nie miał najmniejszej ochoty. W jeszcze gorszym humorze niż ten, z którym wyszedł z domu walnął się na łóżko, zastanawiając się skąd może wytrzasnąć tyle kasy, by już się nie męczyć. Przy tych rozmyślaniach uśmiechnął się-
-Tak Gerardzie jesteś zbyt leniwy by się zabić, ale jednak zbyt żałosny by egzystować…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz